Page 541 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 541
dobrych zup i mięsa, zachowując się, jakby robił wszystkim wielką łaskę. Straż-
nicy traktowali go rzeczywiście z iście anielską cierpliwością, ale i zabawiali się
jego kosztem, plotkując półgłosem o tym, iż komendant ma do niego słabość,
i salutując mu każdego dnia z udawaną powagą, mawiali: „Dla nas wciąż jesteś
policjantem”.
Czasami, gdy Mietek awanturował się zbyt głośno, przychodził do niego sam
Steinberg, trzymając w ręce swą wiotką, rozedrganą szpicrutę, którą osobiście
traktował aresztantów. Był o głowę niższy od Mietka, lecz niski wzrost rekom-
pensowała szerokość jego sylwetki. Jego ciało było uformowaną sprężystą
masą z mięśniami tak mocno ubitymi pod skórą, iż zdawały się twarde jak
kamień. Taka też była jego okrągła, duża twarz: kawałek twardej masy, która
na widok Mietka czerwieniała z zadowolenia. Zbliżał się do niego powoli, ciężko
stawiając kroki, jak gdyby każdym z nich chciał się mocno przytwierdzić do
ziemi.
– Czego się awanturujesz? Zupa nie smakowała?
Mietek zazgrzytał zębami: – Chcę stąd wyjść.
– Dlaczego? Ktoś cię obraził? Powiedział ci coś brzydkiego? – Steinberg
doszedł już do pryczy Mietka i postawił na niej nogę w ciężkim bucie. – Głupcze
– powiedział, bawiąc się szpicrutą – ktoś inny na twoim miejscu byłby już pokryty
czerwonymi pręgami od stóp do głów. Nie widzisz, jak dobrze cię traktuję? – Mie-
tek siedział na posłaniu rozgorączkowany i rozchełstany. Steinberg przesunął
but bliżej niego. Tak, miał słabość do tego młodzieńca. Słabość, której sam nie
potrafił sobie wytłumaczyć. Nie rozumiał też, dlaczego chucpa tego chłopaka
sprawiała mu taką przyjemność. – Ty wiesz, Rozenberg, że tu, w więzieniu, ja
jestem królem, a ty jesteś w moich rękach. Ale widzisz, powiem ci otwarcie – lu-
bię cię, cholera wie dlaczego. Awanturuj się, ile dusza zapragnie. Tylko, bydlaku,
dlaczego przeciwko mnie? Cóż ja ci zrobiłem? Nie ja cię tu wsadziłem, nie ja źle
traktuję. Powiem ci raz jeszcze – masz szczęście, że na mnie trafiłeś. Zrobiłbym
nawet z ciebie mojego adiutanta, żebym tak zdrów był... – położył ciężką, twardą
dłoń na ramieniu Mietka.
Mietek chciał strząsnąć z siebie tę dłoń, lecz nie był w stanie. Przyciskała
go tak mocno, iż niemożliwe było zebranie sił pod jej ciężarem. Poczucie zależ-
ności zdruzgotało go wewnętrznie. Jakże mógł znieść taki upadek – z wolności
trafić do więzienia, z policjanta stać się więźniem. On, najlepszy członek Służby
Porządkowej. Jak to było możliwe, żeby człowiek mógł przeżyć taką niesprawie-
dliwość? Coś takiego może przecież wpędzić w obłęd!
Innym razem Mietek napierał na Steinberga: – Skoro pan mnie tak lubi,
dlaczego mnie pan stąd nie wypuści?
I Steinberg znów wygłosił mu krótką mowę: – Głupie bydlę z ciebie. Getto jest
podzielone na dwie części: więzienie i to, co znajduje się poza nim. Tu, w wię-
zieniu, wszystko zależy ode mnie, na zewnątrz zaś – od starego. Rzecz w tym,
że ja mogę ciebie stąd dobrodusznie wypuścić, ale on nie będzie chciał ciebie 539