Page 538 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 538

Czarnieckiego, na pastwę Steinberga  i jego batów. Jednak po tym pamiętnym
                                              1
               spotkaniu z Prezesem zdał sobie sprawę z tego, iż jego życie, o które walczy z taką
               zaciekłością, pozostaje właściwie puste i pozbawione sensu, ponieważ jest tak
               trywialne. Gdy chorowała jego matka, Jadwiga, nabrał zwyczaju analizowania
               i zgłębiania tajemnicy zwanej ludzkim charakterem. Im bardziej ona była chora,
               tym szerzej jego serce otwierało się na dobroć. Wtedy chciał pomóc jej, a teraz
               pragnął pomagać wszystkim ludziom. Bycie policjantem nabrało dla niego nowego
               znaczenia – chciał być strażnikiem getta, obrońcą ludu.
                  Dymisja była ciosem, który go zamroczył. W komisariacie krzyczał, awantu-
               rował się i rzucał z pięściami na kolegów. Podejrzewał, że to oni podstawili mu
               nogę. Tak, mogli na niego donieść z powodu jakichś drobnych przewinień. Ale
               sami przecież nie byli bez winy – wysyczał im to spomiędzy zaciśniętych zębów.
               Biedni chłopcy usiłowali ułagodzić go, tłumacząc, iż są Bogu ducha winni. Sam
               komendant przestraszył się jego wybuchu i również próbował uspokoić go życz-
               liwymi słowami oraz obietnicą, że załatwi mu jakąś inną, dobrą posadę. Mietek
               jednak wciąż wściekał się, tupał obutymi w ciężkie oficerki nogami, i – rzecz
               niesłychana – walił pięściami w biurko komendanta.
                  Usłyszawszy w końcu od komendanta, że rozkaz przyszedł od samego Pre-
               zesa, aż zakrztusił się ze śmiechu. – Jeśli pan przypadkiem o tym nie wie, panie
               komendancie, to Prezes jest moim najlepszym przyjacielem! – Gdy komendant
               zaczął przysięgać na żonę i dzieci, że mówi prawdę, Mietek, patrząc na niego
               z góry, powiedział: – W takim razie chcę zobaczyć ten rozkaz!
                  Komendant rozłożył bezradnie ręce: – Nie ma... Był ustny...
                  – Ach tak? Ustny? To się wkrótce okaże! – Mietek wypadł z gabinetu i ruszył
               w stronę Bałuckiego Rynku. Wciąż jeszcze dusił się ze śmiechu. Zaraz wszystko
               się wyjaśni i ten śmieszny komendancik będzie trząsł portkami ze strachu.
               Natomiast on, Mietek, awansuje i z czasem może sam zostanie komendantem.
               Tajemnicą poliszynela było bowiem, że obecny komendant jego oddziału był kom-
               pletnym zerem, tchórzem i Polakiem , który myślał tylko o tłustych przydziałach.
                                             2
               On, Mietek, utworzy prawdziwą policję – rzetelną i sprawiedliwą. Śpiesząc do
               Prezesa, Mietek widział już siebie jako kogoś więcej niż zwykłego komendanta
               policji w getcie. W wyobraźni już był bohaterem – on, przystojny młodzieniec
               o smukłej, muskularnej sylwetce, z prostymi, mocnymi nogami, z łydkami jak
               z żelaza, który nie był przy tym jednak żadnym próżnym gwiazdorem filmowym, lecz



               1    Postać fikcyjna, ale inspirowana prawdziwą postacią Szlomy (Salomona) Hercberga (1898–1942),
                  który był pierwszym komendantem Sonderkommando. Uważany za konfidenta Gestapo. Od czerwca
                  1941 r. kierował więzieniem na Czarnieckiego. Więźniów traktował brutalnie i wymuszał zeznania
                  torturami.  .
               2    Z kontekstu można domyślić się, że komendant był zasymilowanym polskim Żydem i uważał się
         536      za Polaka, jednak na podstawie ustaw norymberskich trafił do getta jako Żyd.
   533   534   535   536   537   538   539   540   541   542   543