Page 533 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 533

tego narodu! To starcy! Zamiast harmoszek i fujarek, dniami i nocami nie sły-
                  chać z ich strony żadnych melodyjnych zawodzeń, tylko ryk zarzynanych prosiąt.
                  A może… Może to prawda, że to wcale nie Cyganie, tylko szaleńcy, którzy zwą się
                  partyzantami, bojownikami o wolność, a pochodzą ze słonecznych, górzystych
                                                     14
                  Bałkanów: Bułgarzy, Grecy, Jugosłowianie ? Dobrze nam, że tak szlachetnie
                  się nas traktuje. Potrzeba było Cyganów, żebyśmy się o tym przekonali. U nas
                                                                              15
                  odbywają się śluby. Prezes udzielił dziś ślubu dwudziestu pięciu parom . Nie-
                  mieccy dziennikarze kręcą się i filmują resorty. Ludzie jeszcze czytają książki…
                     Jest ich około pięciu tysięcy – Cyganów, ich żon i dzieci. Świeży śnieg pada
                  na zajmowane przez nich puste podwórza. Tam wiatr hula jeszcze swobodniej
                  niż po naszej stronie. Mróz pobielił druty, wszystko jest puste i czyste. Gdy tylko
                  zachodzę do pacjenta na Marysińską, nie potrafię się powstrzymać przed po-
                  dejściem do okna i wyjrzeniem. Tam nawet pojedyncze domy rozdzielają druty,
                  jak w ogrodzie zoologicznym. Moi pacjenci z Marysińskiej sami są nieco szaleni.
                  Krzyki z przeciwnej strony pozbawiają ich zmysłów. Patrzę i widzę: od domu do
                  domu chodzi kolba i wybija szyby. Znika, a z górnych pięter leci szkło. Nie widać
                  żywej duszy, tylko krzyk przybiera postać cielesną. Moi pacjenci radzą mi przyjść
                  rano, wówczas zobaczę ludzi – martwych, których kładzie się na wózki.
                     Mój histeryk, którego choroby nie potrafię zdiagnozować, uwielbia odpowiadać
                  na pytania o Cyganów. Cieszy się tym jak ktoś, kto szczegółowo omawia swoją
                  chorobę. Opowiedział mi, że co noc przybywa bryczka pijanych Niemców, którzy
                  kontynuują imprezę w obozie Cyganów.
                     Zawierucha wciąż grała swoje concerto. Szedłem ulicami nie w kierunku
                  domu, ale szpitala. Rozłożyłem się na ławce w korytarzu. Jak miło musi być
                  chorym! Puścić lejce i poddać się – łóżku, ziemi. Ale mnie nie pozwolono poddać
                  się nawet snom. Chorzy i pielęgniarki widocznie nie potrafili podarować mi takiej
                  rozrywki. Największą część nocy spędzałem spacerując pomiędzy łóżkami. Czy
                  to siła pozwala mi kontynuować pracę, czy słabość? Czy to moje ja, które nie
                  chce zniknąć, czy to ktoś transcendentny, wieczny?









                  14   Żydzi w łódzkim getcie nie mieli prawie żadnej styczności z Cyganami przywiezionymi z Burgen-
                     landu i ulokowanymi na skraju dzielnicy żydowskiej. Stąd różne nieprawdopodobne plotki opowia-
                     dane sobie przez mieszkańców.
                  15   W listopadzie 1941 r. Rumkowski zorganizował opisaną w Kronice uroczystość ślubu 25 par nowo
                     przybyłych. Tak wysoka frekwencja była spowodowana chęcią zalegalizowania związków, ponieważ
                     w ostatnich latach zgodnie z ustawami norymberskimi Żydom w Rzeszy nie wolno było zawierać
                     ślubów. Po uroczystości Prezes wydał na cześć nowo poślubionych małżonków i ich rodzin kola-
                     cję, w czasie której wygłosił przemówienie.
   528   529   530   531   532   533   534   535   536   537   538