Page 539 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 539

człowiekiem myślącym, inteligentnym. Biegnąc tak, widział siebie dokonującego
                  niezwykłych czynów wymagających prawdziwie nadludzkiej odwagi, w których
                  równą rolę odgrywały zarówno jego umysł, jak i siła. Wyobrażał sobie, jak noszą
                  go na rękach, jak wszyscy kochają go i wychwalają bez końca. A w mglistej,
                  niejasnej przyszłości, w której kiedyś nastanie wolność, będzie udekorowany
                  medalami. Już oglądał swoje portrety wiszące na ścianach w biurach i szkołach
                  oraz wydrukowane na pierwszych stronach gazet – polskich i zagranicznych.
                  Czytał obszerne, sążniste artykuły o swoich bohaterskich czynach. W każdym
                  zdaniu same pochwały... samo uwielbienie...
                     Dotarcie na Bałucki Rynek nie było trudne. W poczekalni u Prezesa mrugnął
                                                                            3
                  porozumiewawczo do stojących przy drzwiach dwóch zonderowców , którzy
                  zaraz przepuścili go do sekretarki. Ta zaś od razu poszła go zameldować, gdyż
                  wyczytała z jego twarzy, że to, co Mietek ma do przekazania Prezesowi, to nie-
                  wątpliwie sprawa najwyższej wagi i musi być od razu załatwiona.
                     Nie trwało jednak długo, gdy ukazała się z powrotem z kamienną twarzą. Zamru-
                  gała oczami i zmarszczyła czoło: – Prezes nie chce pana przyjąć, panie Rozenberg.
                     Mietek uśmiechnął się, zmieszany, przytrzymując się obiema rękami stołu:
                  – Nie chce...? Czy nie może?
                     – Nie chce.
                     Nagle rozjaśniło mu się w głowie – ktoś go oczernił przed Prezesem, na-
                  opowiadał niestworzonych historii, wplątując w to może parę jego drobnych
                  przewinień. Krew się w nim zagotowała. Zaczął nalegać, by dziewczyna uprosiła
                  Prezesa, żeby jednak poświęcił mu parę minut. Ona jednak dała znak dwóm
                  stojącym przy drzwiach zonderowcom, na twarzach których nie było już śladu
                  po dawnej życzliwości.
                     Mietek pobiegł z powrotem na komisariat policji, gotów teraz dopiero rozpę-
                  tać prawdziwą burzę. Czekano tam już na niego. Odebrano mu czapkę i opaskę,
                  pozbawiając go tym samym funkcji policjanta. A że podczas tej „ceremonii” rzucił
                  się z pięściami na samego szefa – wysłano go do więzienia na Czarnieckiego.
                  Miał tam być zatrzymany do dyspozycji komisarza policji, w którego interesie
                  leżało, by Mietek otrzymał odpowiednią karę.
                     W więzieniu na Czarnieckiego odebrano Mietkowi kurtkę, spodnie i buty, dając
                  w zamian do założenia znoszone ubranie: krótkie spodnie, dziurawą marynarkę
                  i buty, które dosłownie spadały mu z nóg. Traktowano go jednak dobrze. Nadzorca
                  więzienny chciał wysłać kogoś do mieszkania Mietka po jego własne ubranie, ale
                  on stanowczo mu tego zabronił. Odczuwał bowiem wstyd przed panią Górecką
                  i jej rodziną, u której wynajmował pokój.




                  3    Zonderowcy – członkowie Sonderkommando, oddziału specjalnego Służby Porządkowej, który prze-
                     znaczony był do wykrywania i konfiskat towarów. Podlegał formalnie Rumkowskiemu, ale otrzymy-
                     wał rozkazy od niemieckiej policji kryminalnej i Gestapo.         537
   534   535   536   537   538   539   540   541   542   543   544