Page 541 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 541

Za nimi podąża ryba – wielki, czarny wieloryb z otwartym pyskiem, pełnym ostrych,
             szpiczastych zębów. Ryba krzyczy do nich ludzkim głosem: „Dajcie mi to! Dajcie
             mi to!” – Ale Mojsze ciągnie ich za sobą. Jego łysa głowa jest jak gumowa piłka
             rzucona na fale – wznosi się i opada, wznosi się i opada: „Nie damy im tego!”
             „Ciszej, Mojsze, ciszej, ucisz nerwy” – mówi Blumcia. „Dobrze to ukryliśmy,
             więc za nic w świecie tego nie znajdą”. Płyną, walcząc z falami. Gdzie wszyscy
             nauczyli się tak dobrze pływać? – dziwi się Rachela i z jednej strony czepia się
             ręką Mojszego, a z drugiej – Blumci. Ale co to? Już nie czuje ich palców w swojej
             dłoni. Gdzie się podziali?
                Jest sama na wzburzonym morzu, a potężny wieloryb podąża w ślad za nią.
             „Daj mi to! Daj mi to!” – krzyczy straszliwym, ludzkim głosem. Rachela czuje,
             że jego zęby już wczepiają się w jej włosy, wyrywają je. Nie szkodzi, że to boli.
             – „Ale tego ci nie dam. Możesz mi wyrwać wszystkie włosy!” Chce jej się śmiać
             z tej potężnej bestii. „To jest moje i nawet, jeśli mnie pożresz, nie odbierzesz
             mi tego!”. I rzeczywiście – wieloryb połyka ją. Trafia do jego wielkiego pyska.
             Ogromne podniebienie ryby jest czarnym, nocnym niebem, a jej język to długa,
             pusta, czerwona ulica. Zęby to szeregi białych, nadpalonych domów – a ona
             jest małą dziewczynką. Nosi białą koszulkę, krótką i cienką, i idzie bosa – sama
             jedna – środkiem długiej, czerwonej ulicy. Błądzi i boi się. Czuje taki strach, że
             nie może nawet zawołać mamy czy taty. Nie może też zapłakać, nie daje rady
             biec. Ale oto czuje pod swoją cienką koszulką, pod cienką skórą swojego ciała
             tykający zegarek, młoteczek na kowadle: „To – to – to”. Zegarek zamienia się
             w zegar, młoteczek – w młot. I dudni, i wali, i prowadzi ją… – Choć jest już w pysku
             czarnego potwora – prowadzi ją gdzieś na zewnątrz.



                                               *

                (Zeszyt Dawida)

                Noc sylwestrowa.
                Ostatnio dość wcześnie chodzimy spać, aby zaoszczędzić węgiel. Dziś rów-
             nież. Zaraz po godzinie szpery zjedliśmy kolację i poszliśmy do łóżek. Nie mam
             problemu z zasypianiem, wręcz stałem się taki, jak mój mały Abramek. Gdy tylko
             poczuję poduszkę pod uchem – od razu zasypiam. Ale sen mam lekki i problemem
             jest to, że czasami mama budzi mnie mimowolnie. Pod tym względem dzisiaj
             również było tak jak zawsze. Odbyliśmy następującą rozmowę, która powtarza
             się bardzo często, z drobnymi tylko różnicami. Już zaczynałem drzemać, gdy
             usłyszałem jej głos:
                – Dawidzie, dlaczego nie śpisz?
                Odpowiadam jej:
                – Ależ śpię.                                                      539
   536   537   538   539   540   541   542   543   544   545   546