Page 442 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 442
i gniewem, każda na swój sposób, dawały odczuć rodzicom, jak nisko upadli w ich
oczach. Ale dziewczynki naprawdę rzadko były w domu podczas niemieckich
odwiedzin. Gdy tylko Matylda oczekiwała gości, „wyganiano” je, posyłając na noc
do krewnych, do przyjaciół – nie dlatego, aby uniknąć dziecięcego protestu, ale
po to, aby ustrzec przed męskimi spojrzeniami. Matylda miała bowiem wrodzoną
nieufność do mężczyzn, wliczając w to niemieckich oficerów. Zawsze bohatersko
strzegła dziewczynek przed tym niebezpieczeństwem, a teraz, w czasie wojny,
jej czujność się podwoiła.
Według Samuela wojna nie mogła trwać dłużej niż do końca zimy i na ten
okres należało się uzbroić w cierpliwość. Nic nie robił i zatroszczył się o to, aby
nic go nie absorbowało. Liczył dni. Powolne odliczanie. Stężałe, szare i niezwykle
długie płynęły wypełnione pustką, ponieważ mimo całego optymizmu nie mógł
sięgnąć poza nie wzrokiem. Jakby za każdym dniem stał wysoki, potężny mur nie
pozwalający dojrzeć jutra. Życie zamieniło się w trwanie bez perspektywy. Głowa
Samuela była pozbawiona planów, jego wyobraźnia – obrazów, a życie stało się
stojącym bagnem. Godziny człapały bezsensownie i bez celu niczym ropuchy.
Gdyby nie opór, z jakim bronił się przed smutnymi myślami, już na początku
padłby ofiarą nie tyle strachu, ile właśnie pustki. Ale on potrafił ją, podobne jak
swój strach, wtłoczyć pod powierzchnię, zakrzyczeć, oszołomić, nie pozwalając,
aby przejęła nad nim władzę.
Z początku wiele czasu spędzał z Matyldą i córkami, a noce – coraz częściej
bezsenne, jakby chciały jeszcze bardziej wydłużyć dni – siedział nad swoimi ma-
teriałami o historii łódzkiego żydostwa. Już je uporządkował i przygotował, ale
z rozpoczęciem pracy czekał na odpowiedni moment. Właściwy moment jeszcze
nie nastał, Samuel celowo odsuwał go od siebie wymówką, że tu i ówdzie nie
jest jeszcze gotów z jakimś szczegółem.
Miał również w codziennej pustce wielkie chwile: godziny wiadomości radiowych.
Dziewięciolampowe radio firmy Telefunken, które Cukermanowie dostali
w prezencie od profesora Hagera, nie stało już w salonie i pozbawiono je ele-
ganckiej, mahoniowej obudowy. Teraz było włożone do nieoheblowanej skrzynki
po owocach, ukryte w dziurze w ścianie, za obrazem w sypialni Samuela. Ale
stanowiło centrum jego życia – jedyny znak, że czas nie tężeje. Falami słów
drążyło szczelinę w czarnym murze, który stał za każdym dniem, i przeciągało
nić światła ponad otchłanią – na drugą stronę, na tamten brzeg.
Dziurę w ścianie w sypialni Samuel kazał wykuć w dniu, w którym przyszedł
nakaz oddania wszystkich radioodbiorników. Odnalazł znajomego radiotechnika
i pod jego kierunkiem pilnie studiował rozbieranie i składanie radioodbiorników.
Nawet nie pomyślał o rozstaniu ze swoim skarbem, ale nie trzymał go również
tylko dla siebie.
Każdego wieczoru około godziny 7.30 sypialnia wypełniała się domownikami,
znajomymi i sąsiadami z okolicznych domów. Siadano na łóżkach, na podłodze.
440 Tłoczono się pod ścianami. Drzwi frontowe były zamknięte. Rolety sypialni