Page 440 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 440
od czasu do czasu niemieccy chuligani łomotali pięściami w drzwi jego miesz-
kania, pytając z krzykiem: „Żyd?”, ze środka odpowiadano spokojnie: „Nie”.
Samuel miał przepustkę i mógł całkiem swobodnie poruszać się po mieście
bez opaski, nawet po godzinie szpery. W jego domu niczego nie ruszono, nie
robiono obław i włamań. Wielu przyjaciół – Niemców i Polaków – zaproponowało,
że przechowają najważniejsze rzeczy z gospodarstwa Cukermanów do czasu
„aż przeminie burza”, więc Samuel i Matylda troskliwie zapakowali odrobinę
mniej ważnych przedmiotów i przekazali je do ukrycia. Ale to, co najdroższe
i najważniejsze, trzymali u siebie. Zwłaszcza że u Matyldy rozwinęła się cecha,
którą Samuel posiadał już od dawna: przywiązanie do przedmiotów, które były
spowite oddechem przeszłości. Teraz rozumiała swojego męża – a ich wspólna
wierność domowi stała się nową łączącą ich nicią.
Nastrój w domu Cukermanów był niemal taki jak dawniej. Sama Matylda stała
się nawet bardziej zrównoważona i pogodna. Choć jak zawsze była marzycielką
oddaloną od realnego świata i ten jedyny raz, kiedy złapano ją i dzieci do pracy,
wydawał się jej pomyłką, która nie może się powtórzyć – jednak coś w niej czu-
wało. Jakaś siła, instynkt jakiś podpowiadał jej, co robić. Powodował, że czuła
odpowiedzialność, obowiązek chronienia domu, dzieci, Samuela. Nie wiedziała
dokładnie, co jest niebezpieczeństwem, ale czuła je – nawet mocniej niż mąż,
i wiedziała, że jeśli o niego chodzi, to wewnętrznie, duchowo jest bardziej zagro-
żony niż fizyczne. Dobrze znała jego naturę, jego beztroskę, pewien infantylizm
i wiedziała, że nie pasuje do czasów takich, jak te dzisiejsze, podobnie jak i ona
na swój sposób też nie pasowała. Była jednak kobietą pełną miłości, co dodawało
jej sił do przyjęcia nowego życia z pewnego rodzaju ślepym zaufaniem.
W tamtym czasie dorównała w pewien sposób Samuelowi. Rozwinęła się
między nimi relacja, której doświadczali po raz pierwszy – przyjaźń. Również
teraz nie wyrażała się ona w słowach, w rozmowach czy powierzaniu sekretów,
ale czuło się ją w otaczającej ich atmosferze.
Zdobywanie żywności nie przysparzało Matyldzie problemów. Jeśli niania Re-
nia czegoś nie przyniosła, Matylda korzystała ze znajomości z kilkoma oficerami
z Lipska stacjonującymi w Łodzi, z którymi poznali ją zaprzyjaźnieni folksdojcze.
Od czasu do czasu oficerowie składali wizyty w domu Cukermanów, przynosząc
ze sobą wódkę, chleb i kiełbasę. Matylda grała dla nich na pianinie (które stało
w salonie osierocone, przykryte grubym płótnem zdejmowanym tylko na takie
właśnie okazje). Podsuwała im znane kawałki z na wpół klasycznych, popularnych
dzieł – a zwłaszcza ulubione lipskie piosenki, z którymi kiedyś dorastała, podobnie
jak owi oficerowie w średnim wieku. Zazwyczaj po jej występie goście wpadali
w melancholię, zaczynali wspominać, dając upust swojej „Sehnsucht nach der
Heimat” . I takie właśnie momenty w delikatny, wyrafinowany sposób Matylda
28
438 28 Tęsknocie za ojczyzną.