Page 441 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 441

wykorzystywała dla siebie. Skarżyła się na trudne położenie, a melancholijni
             goście, odczuwający tę samą Wunde im Herzen , współczuli jej i pocieszali. Byli
                                                     29
             gotowi ująć się za nią. Tutaj, na tej polskiej, nieucywilizowanej obczyźnie, była
             dla nich kawałkiem ich „Heimat”, więc zapewniali ją jak swoją, że Fűhrer nie ma
             pojęcia o brutalnych czynach, których ofiarą padają niewinni. Oczywiście podzie-
             lali zdanie Fűhrera, że do wojny doprowadziło światowe żydostwo – czego nie
             ukrywali przed „gnädigen Frau Matilda”  – ponieważ w tym wypadku oczywiście
                                              30
             nie chodziło o nią. Nawet w takich momentach „der gnädigen Frau Matilda” nigdy
             nie drgnęła nawet powieka, nie wyrwało się jej też ani jedno słowo w obronie
             honoru obrażanych Żydów z całego świata. Grzecznie słuchała, lekko potakiwa-
             ła głową i, serwując „Kaffee”, z westchnieniem skarżyła się, że musi, niestety,
             słodzić napój kilkoma tabletkami sacharyny, ponieważ cukier „ist ja unmöglich
             zu bekommen”  (w kuchni miała zapas cukru na dwa tygodnie). Wówczas pa-
                          31
             nowie oficerowie również potakiwali głowami ze smutnym „So was!”  i notowali
                                                                      32
             w pamięci, aby następnym razem przynieść parę kilo cukru, co pomoże chociaż
             odrobinę osłodzić życie „der gnädigen Frau Matilda”. Pozwalała im całować
             swoją dłoń i zapraszała, aby przyszli ponownie, w zamian uzyskując od panów
             oficerów obietnicę, że będą mieć dom Cukermanów pod opieką. Po ich wyjściu
             Matylda czuła się zaopatrzona w zapas bezpieczeństwa. Aż do następnej wizyty.
                Samuel i córki nigdy nie pokazywali się niemieckim gościom. Postarała się o to
             sama Matylda. Bez nich mogła swobodniej posługiwać się swoją kokieterią „der
             gnädigen Frau” i prowadzić konwersację, nie narażając się na krytyczne spojrzenia
             bliskich. Goście pytali kilka razy, gdzie są „der Herr Gemahl”  i córki, ale za każ-
                                                               33
             dym razem Matylda informowała ich grzecznie, że córki są u przyjaciółek i że jej
             Herr Gemahl nie rozumie niemieckiego, ponieważ jest „ein polnischer Jude” . To
                                                                           34
             wystarczało, aby zgasić oficerską chęć poznania pana domu. Samuel był również
             zadowolony z gości, ponieważ ich przybycie oznaczało ochronę i bezpieczeństwo
             – a jednocześnie szczęśliwy, że nie musi patrzeć w ich twarze. W ten sposób ich
             wizyty wyglądały w jego oczach tak, jakby w ogóle się nie odbywały, a jednak
             przynosiły dobre owoce. Inaczej było z córkami Bellą i Dziunią. Buntowały się,
             wstydziły tego wybraństwa i przywilejów. Spożywając wykwintne posiłki, które
             kucharka Rejzl mogła przygotować dzięki niemile widzianym gościom, z pogardą



             29   Ranę w sercu.
             30   Łaskawą panią Matyldą.
             31   Nie można dostać.
             32   Coś takiego!
             33   Pan małżonek.

             34   Polskim Żydem.                                                  439
   436   437   438   439   440   441   442   443   444   445   446