Page 586 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 586

Piwnicę rzeczywiście zbudowano solidnie, ale Bogu ducha winnego Kulawego
               Króla z rodziną wywieziono z getta. Odszedł z podniesioną głową. W ciągu jednej
               nocy sprzedał całą odzież i zanim wyruszył w świat, zrobił jeszcze ostatnią micwę,
               to znaczy zadbał, aby suterena przypadła komuś, kto w jego oczach był tego
               wart. Jego wybór padł na Małego Żyda sprzedającego cukierki toffi.
                  U Toffi-Żyda  Kulawy Król kupował czasami trochę cukierków. Ale tak na-
                            36
               prawdę pogadał sobie z nim dopiero tego dnia, gdy otrzymał „zaproszenie na
               wesele” – aby stawić się do transportu. Toffi-Żyd miał w zwyczaju pytać swoich
               klientów, co u nich słychać, jakby każdy z nich był jego krewnym. Kulawy Król
               akurat nienawidził, gdy ktoś pakował się w jego sprawy z „brudnymi buciorami”
               i niejeden raz rzucił temu Żydowi parę niewybrednych słów prosto w twarz, żeby
               nie naszła go już ponownie ochota na tego typu pytania.
                  Ale ten człowieczek, jak się wydaje, miał krótką pamięć i ciągle robił to samo
               – pytał. Tym razem jednak w Kulawym Królu nastąpiła jakaś przemiana, gdy tylko
               Mały Żyd podniósł swą rzadką bródkę (był jedynym mężczyzną w getcie, który nie
               ukrywał brody i pejsów) i patrząc na niego posępnym wzrokiem, zapytał: – Co,
               mój synu, statek z kwaśnym mlekiem ci zatonął?
                  Kulawy Król wrzucił „dobrze stwardniałego” cukierka do ust i ssąc go, od-
               powiedział: – Pogratuluj mi. Otrzymałem „zaproszenie na wesele”. – Na twarzy
               Toffi-Żyda pojawił się wyraz takiego zatroskania, jakby Kulawy Król nie tylko
               był jego kuzynem, ale krwią z krwi, rodzonym synem, z którym przyszło mu się
               rozstać. Z jego otoczonych zarostem ust wydostał się jęk, który przeniknął Ku-
               lawego Króla aż do szpiku kości, co spowodowało, że ten zapragnął pożalić się
               na swój los: – Zrobili ze mnie bandziora z półświatka. Słyszał pan coś takiego?
                  Mały człowieczek pokiwał głową: – A czymże wszyscy jesteśmy? Wszyscy
               doświadczamy tego świata tylko w połowie… każdy śmiertelnik. Dopiero po stu
               dwudziestu latach stajemy się godni… Masz, weź jeszcze cukiereczka. Nie wyjdzie
               ci drożej. Czym bowiem jest ten świat na górze, he? To świat, do którego dusze
               zmierzają przez sto dwadzieścia lat. Świat aniołów… świetlany raj.
                  Kulawy Król nie wiedział, czy ten Żyd jest zwyczajnym głupkiem, czy tylko
               takiego udaje: – A ty co, wariata strugasz?  – zagotował się. – Nie rozumiesz
                                                   37
               naszego mame-loszn? Mam na myśli złodziei, prostytutki, oszustów i łajdaków.
               Do nich zaliczył mnie ten stary grzyb. To jest właśnie półświatek, człowieku.




               36   W tym rozdziale ujawnia się kolejne – obok Małego Żyda – przezwisko mężczyzny handlującego
                  w getcie cukierkami toffi. Już od pierwszego tomu jest on przedstawiany jako głęboko wierzący,
                  pełen optymizmu człowiek, ukryty Święty Żyd, lamedwownik. Jego gettowa profesja – sprzedaż
                  cukierków toffi – zamienia się powoli w swoistą misję, jaką jest obdarowywanie ludzi słodyczami,
                  co można interpretować jako metaforę pocieszania ludzi słodyczą Tory.
               37   W oryginale użyty popularny w jidysz zwrot: Wos hakt ir a czajnik? (dosł. Czemu pan czajnik rąbie),
         584      który oznacza: Czemu pan zawraca głowę.
   581   582   583   584   585   586   587   588   589   590   591