Page 584 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 584

– W tej sprawie zaufaliśmy ci – dodała towarzyszka Julia szeptem – bo znamy
               cię lepiej, niż ty znasz samą siebie.
                  Towarzysz Baruch kontynuował: – Możemy wysłać pewnego towarzysza, który
               chce jechać, ale on nie ma takiego stażu jak ty, a poza tym ma żonę i dziecko.
               Nie chcemy rozbijać rodzin. Jest też inny kandydat, który pragnie opuścić getto,
               ale musimy go mieć tutaj. To oficer i ekspert od spraw militarnych i może być
               kluczową osobą, jeśli pojawi się potrzeba wkroczenia do walki. Za dużo ci mówię…
               Ale powinnaś wiedzieć, że chcemy wysłać kogoś, kto po pierwsze – posiada
               doświadczenie i inteligencję, po drugie – nie jest uwiązany rodziną, po trzecie –
               nie jest niezbędny w działalności tutaj na miejscu, po czwarte – wskazane jest,
               aby to była kobieta. Ty spełniasz wszystkie te wymogi.
                  Towarzyszka Julia dodała: – Nie zrozum nas źle… Wzięliśmy także pod uwagę
               twój charakter. Na przykład znałam towarzyszy, którzy na wolności byli wspa-
               niałymi ludźmi, energicznymi, pełnymi poświęcenia bohaterami, ale w więzieniu
               załamali się, popadając w rozpacz i poddając się. Zdemoralizowali się. Po wyjściu
               na wolność znów stawali się takimi, jacy byli kiedyś. To samo jest z tobą. To getto
               wpływa tak na ciebie… Ale kiedy się stąd wydostaniesz…
                  – To prawda – potwierdził towarzysz Baruch. – Każdy bojownik potrzebuje dla
               siebie właściwej pozycji. Każdy człowiek ma swoją rolę do odegrania. W normal-
               nych warunkach… tak, w normalnych warunkach wolelibyśmy przyjść do ciebie
               i powiedzieć po prostu: to rozkaz. Ale, jak widać, getto sprawia, że stajemy się
               sentymentalni. W każdym razie rozmawiamy z tobą i próbujemy cię przekonać,
               ponieważ chcielibyśmy, abyś wyjechała stąd pewna i świadoma swej misji. Nie
               chcemy, abyś czuła się jak ofiara i nie powinnaś uczynić tego z rezygnacji, a na-
               wet nie ze względu na dyscyplinę. Pragniemy, abyś miała pełne przekonanie do
               swego zadania. Tylko wówczas będziesz mogła postępować we właściwy sposób.
                  Towarzyszka Julia wstała. – Gadamy, gadamy, a ty słowa nie powiedziałaś.
                  Towarzysz Baruch uśmiechnął się krzywo. – Nie musi nic mówić. Wszystko
               jasne…
                  – Wyjaśnij nam – poprosiła Julia – jesteśmy przecież przyjaciółmi. Może
               z jakiegoś powodu nie powinniśmy cię wysyłać? Jesteś chora? Boisz się?
                  Estera uniosła głowę, ale jej powieki, ciężkie i ciemne, pozostały opuszczo-
               ne. – Jestem zmęczona – powiedziała cicho. – Wszystkich mam dość, was też.
                  Towarzysz Baruch zmarszczył czoło: – Ech, Estero – pokiwał głową. – Żyć
               w takiej okropnej apatii, pogrążyć się w takiej rezygnacji, czy to nie jest gorsze
               od śmierci? Stań na nogi. Wierz mi, nie jest nam łatwo żądać tego od ciebie.
               Zarówno mnie, jak i Julii odmawiasz wykonania rozkazu? Dlatego mamy prawo…
                  Estera uniosła obie dłonie do głowy i zanurzyła palce w krótkich, kręconych
               włosach, a potem znów opadła na łóżko. – Rozkazu? – Wyszeptała. – Kto ma
               komu prawo rozkazywać? – Potarła oczy: – Spóźnię się jutro do resortu i nie
               dostanę zupy…
         582
   579   580   581   582   583   584   585   586   587   588   589