Page 509 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 509
Ojcu nie trzeba było powtarzać tego dwa razy. Musiał porozmawiać z synem.
Szybko zarzucił na siebie zimowy płaszcz, kilka razy okręcił długi, wystrzępiony
szal wokół szyi i zawiązał go pod brodą.
Kobiety tymczasem doprowadziły piwnicę do porządku, zebrały z podłogi
rozsypane cukierki i wzięły się do pracy. Zmęczone zawijaniem i przeżyciami,
chciały jak najszybciej uwinąć się z tym, co miały do zrobienia. Szejna Pesia
spoglądała na drzwi. W czasie przedłużającej się nieobecności Szolema i Iciego
Meira można było nie tylko porąbać kilka polan, ale nawet całą furę drewna.
Już chciała wysłać Maszeńkę, aby zobaczyła, co się z nimi dzieje, gdy stanęli
w drzwiach.
Zaraz poznała po ich minach, że coś nie jest w porządku. Spojrzała na męża
tym swoim rzeczowym, zimnym wzrokiem, pod którym skrywał się nowy niepokój.
On patrzył w bok, meldując:
– Szolem wyjeżdża.
Cukierek, który Szejna Pesia właśnie zawijała, wypadł jej z ręki.
– Dokąd jedzie?
– Do Białegostoku.
Szolem już wydobył swój plecak spod stołu, gdy poczuł na szyi rękę Flory:
– Jadę z tobą.
Szejna Pesia podniosła obie ręce do ust. Nie wiedząc, co robi, szybko zlizała
językiem kleistą słodycz ze swoich palców. Potem wytarła je w bezbarwną suknię
i podreptała do szafki na chleb. Wyjęła wszystkie trzy części i pokroiła je wielkim,
ostrym nożem. Icie Meir podał jej torebkę. Potem podszedł do „garderoby”, wyciąg-
nął z niej starą, zwiniętą skarpetkę. Wetknął Szolemowi kilka banknotów do ręki.
Długo po tym, jak Szolem z Florą zniknęli, Icie Meir przypomniał sobie, że nie
zapytał syna o dzisiejszą datę.
Szolem i Flora siedzieli drugi tydzień w pasie granicznym przy linii kolejowej
38
w Małkini, a wraz z nimi jeszcze siedem tysięcy osób, które tak jak oni chciały
uciec od Niemców i przedostać się do Rosjan.
Noc była biała jak w bajce. Świat dookoła otulała świąteczna niewinność,
a noc wypełniały białe wróżki i srebrne dzwoneczki. Mróz lśnił nie tylko w pu-
szystym śniegu na polu, na puchowych rękawach gałęzi drzew, ale też w powie-
trzu – cienki, przezroczysty woal migoczących diamentów. Niebo w górze było
rozgwieżdżone, wisiał na nim żółty, okrągły księżyc. Wydawał się zły i brutalny.
Jak włączony reflektor ścigał wielką, czarną plamę, która rozciągała się na białej
ziemi, burząc spokój i harmonię natury. Chciał ją przepłoszyć swoim zimnym blas-
kiem, uparcie świecąc w trupie twarze siedmiu tysięcy członków tego czarnego
38 Granica pomiędzy niemiecką i radziecką strefą okupacyjną w latach 1939–1941 przebiegała
w pobliżu miejscowości Małkinia nad Bugiem. 507