Page 508 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 508

i pospieszne przełykanie. Potem „Pijawka” wsparł się na ramieniu Srulika, krzycząc
           „Oj, gewald!”, złapał się za siedzenie w tym miejscu, gdzie otrzymał kopniaka,
           po czym podniósł się niezdarnie jak pijak.
             – Pięknie dziękuję, Żydzi – chwiejąc się na nogach, które jakby chciały odcze-
           pić się od jego ciała, podążył ku drzwiom, trzymając się rękoma za siedzenie,.
             – I my pięknie panu dziękujemy! – krzyknęła za nim pochlipując Szejna Pesia.
             „Pijawka” odwrócił głowę, i wybałuszywszy oczy, objął ich wszystkich pozba-
           wionym nadziei, przymglonym spojrzeniem:
             – Jestem głodny… – westchnął, po czym już znowu leżał na progu, zarzuciwszy
           głowę za siebie niczym zadźgany ptak.
             I znów Srulik podszedł do pieca, po czym odkrył jeden z garnków:
             – Mamo, daj mu trochę zupy.
             – Cholerę mu dam, a nie jedzenie! – Szejna Pesia skoczyła jak oparzona.
           Srulik stał przy garnku i czekał. Szejna Pesia, kręcąc głową, wzięła talerz i łyżkę,
           przechyliła garnek nad talerzem i już stała nad „Pijawką”, wpychając mu łyżkę
           między szczękające zęby. Jakby dotknięcie łyżki posiadało moc przywracania
           przytomności, „Pijawka” otworzył oko, potem drugie, a następie chwycił ją dłonią.
           Wszyscy patrzyli, jak się z nią męczy, nie mogąc trafić drżącą ręką do ust. Zupa
           rozlewała mu się po twarzy i spływała po brodzie na cienki chałacik.
             – Co za hańba… – Flora wciąż płakała.
             „Pijawka” zebrał siły, usiadł, podniósł drżącymi rękami talerz do ust i w mo-
           mencie wlał w siebie całą ciepłą ciecz. Chciał się podnieść, ale nie mógł. Srulik
           podał mu ręką i przeprowadził go przez próg. W tym momencie podszedł Icie
           Meir i wziął „Pijawkę” pod drugie ramię.
             – Chcesz wszystkim pomagać, co, synu? – zwrócił się pogodnie do Srulika. –
           I temu, kto zasługuje, i temu, kto nie jest tego godny? Może masz rację. Bo jeśli
           nawet ten lump – ze wstrętem wskazał na słaniające się ciało, które opierało
           się o niego – jeśli, powiedzmy, ten lump nie jest wart tego, aby mu pomóc, to
           przecież ty mimo wszystko możesz to zrobić…
             – Nie myślałem o tym, tato – odpowiedział Srulik spokojnie. Zanim puścił
           „Pijawkę”, wymierzył mu siarczysty policzek w zapadniętą twarz: – Za to, że jesteś
           kapusiem! – Weszli z powrotem do piwnicy.
             Icie Meir miał wielką ochotę porozmawiać ze swoim najstarszym synem,
           aby ulżyć napięciu, które wciąż jeszcze skrycie w nim trwało. Srulik spieszył się
           jednak. Ponownie pożegnał domowników, zatrzymując się przed Szolemem.
           Dobrze wiedział, że chłopiec nie widzi niczego ani nikogo poza pięcioma palcami
           Niemca, które wciąż jeszcze bielały na policzku Flory. Klepnął go po ramieniu:
             – Pogadamy później. – I już go nie było.
             Tak, Szolem niczego więcej nie widział poza niemieckimi pięcioma palcami
           na policzku Flory i niczego nie czuł poza uderzeniem w miejsce, w którym lufa
           rewolweru dotknęła jego skroni. Chciał się od tego uwolnić, ale nie mógł.
    506      – Chodź, tato, rozłupiemy kilka szczap – zaproponował Iciemu Meirowi.
   503   504   505   506   507   508   509   510   511   512   513