Page 500 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 500

korytarza, zatrzasnął drzwi i zamknął je na zamek. Gdy tylko przekroczył próg
           piwnicy, Szejna Pesia już była przy nim:
             – „Pijawka”?!
                         16
             Szolem pokiwał głową. Cała trójka popatrzyła po sobie.
             – Ktoś taki może też donieść – powiedział Icie Meir.
             – Trzeba się pozbyć tego chleba! – postanowiła Szejna Pesia. – Podeszli do
           kredensu. Otworzyła górną półkę. Kilka niewinnych, brązowych bochenków za-
           lśniło przed ich oczyma. Przez chwilę wszyscy troje przyglądali się im wzrokiem
           pełnym drżącej, troskliwej miłości. Szolem wziął torbę i wsadził do niej bochenki.
           – Zanieś do reb Chaima – poleciła Szejna Pesia – to uczciwy Żyd…
             Szolem zarzucił torbę na plecy:
             – Tato, wyjdź i zobacz, czy on już sobie poszedł…



                                            *


             Obiad skończył się. Wyskrobane i wyczyszczone do samego dna talerze lśniły
           na stole niczym świeżo umyte, jakby dopiero czekały na napełnienie. Jedynie
           szklanki były brudne, a na ich dnie pozostały resztki niedopitej, gorzkiej kawy
           z cykorii. Mętna zgnilizna wisiała w przymglonym, wilgotnym powietrzu suteryny.
             Icie Meir leżał na swoim żelaznym łóżku. Wyciągnąwszy się w ubraniu, chciał
           uciąć sobie drzemkę. Jego małe, niewyspane oczka mrugały naprzeciw zapalonej,
           zakurzonej lampy elektrycznej, jakby chciały z nią porozmawiać. Był pogrążony
           w swoich przedsennych rozmyślaniach, które nie miały dokładnego kształtu ani
           określonej treści i czekały – jak on sam – na dobry, błogosławiony sen.
             Przy stole siedziała Szejna Pesia i walczyła z odrobiną gorzkiej kawy w szklan-
           ce, jakby uważała za swój obowiązek wypić ją do dna. Naprzeciw niej siedział
           najstarszy syn –Isroel, którego zwali Srulikiem, i czubkiem widelca rysował coś
           na podartej ceracie. Miał opuszczona głowę i wzrok wbity w wyblakły wzór kwia-
           towy, jakby chciał zgłębić jego sens. Był to muskularny, silny, młody mężczyzna.
           I chociaż budową, jak wszyscy synowie, wrodził się w Iciego Meira i nie był wysoki,
           to przecież było coś takiego w jego postawie, co powodowało, że wydawał się
           wyższy. Nie tylko w postawie, również w jego zachowaniu i charakterze było coś,
           dzięki czemu wzbudzał respekt. Wszyscy darzyli go szacunkiem, nawet rodzice.
             Twarz miał szeroką, okrągłą i pozbawioną delikatności – było to surowe i mocne
           oblicze. Zacięcie i rzeczowość Szejny Pesi kryły się w jego spojrzeniu, upartej,
           ostrej brodzie i mocnych, wydatnych ustach. Ręce miał jak Icie Meir – silne,



           16   Użyte w oryginale określenie ciper/cuper pochodzi prawdopodobnie od jidyszowego słowa cupn
    498      (skubać, dłubać, zrywać) i użyte zostało w odniesieniu do ludzi, którzy żyli na cudzy koszt.
   495   496   497   498   499   500   501   502   503   504   505