Page 502 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 502

– Tak. Już wystarczająco długo są razem, ale nie widzę przed nimi idyllicznej
           przyszłości rodzinnej. Szolemowi potrzebna jest inna żona. Swojska dziewczyna,
           na przykład taka jak ty…
             Zawstydzona Fejga zarumieniła się pełna wdzięczności, po czym opuściła głowę:
             – Mama prawi mi komplementy.
             – Przecież wiesz, że nie jestem maszynką do prawienia komplementów. U mnie
           co na sercu, to na języku. Szolem powinien mieć przy sobie człowieka, rozumiesz,
           a ona… Po pierwsze, wyłazi z niej niemieckość, a po drugie, nie pojmuje świata
           w taki sposób jak on, i dlatego się nie nadaje. Powinnaś wiedzieć – Szejna Pesia
           wpadła w filozoficzny ton – że kobiety dzielą się na dwie kategorie. Pierwsza zo-
           stała stworzona dla przyjemności, a druga do rodzenia dzieci. Pierwsza kategoria
           to kokietki i trzpiotki, te, które są nieustannie gotowe pokazywać swoje wdzięki,
           a druga to kobiety takie jak my – żyjące w trudzie, w pełni poświęcające się mężowi
           i dzieciom, myślące – sama powiedz – nie o sobie, tylko o rodzinie. To kobiety,
           które matkują nie tylko dzieciom, ale i własnym mężom. A Flora nie jest taka.
             – Niech mama tak nie mówi – powiedziała Fejga, rozpalona i dumna z po-
           ufałości, jaką obdarzyła ją Szejna Pesia: – Przecież to widać, że poza Szolemem
           świata nie dostrzega. Taka piękna, gorąca dziewczyna jak ona, obdarzona taką
           wymową, mogłaby z łatwością dostać bogatego chłopca z Piotrkowskiej. Ale ona
           jest w nim zakochana.
             – Oczywiście, jest zakochana. I nie sądź, że mojego Szolema nie można porównać
           do facetów z Piotrkowskiej. Oni się do niego nie umywają. Dobry z niego człowiek.
             Dopiero teraz Fejga zaczerwieniła się na dobre, tym razem z powodu swojej
           niezręcznej uwagi. Pospieszyła naprawić sytuację, zmieniając temat:
             – A czy Szolem wie, że mama nie jest z niej zadowolona?
             – Oczywiście, że wie. U mnie co na sercu, to na języku. Tylko czy ja mogę mu
           czegoś zabronić? Nie ma mowy. Wychowałam moich synów, ale życie muszą
           ułożyć sobie sami.
             – Może będzie dobrze. Przecież Szolem nie jest chłopcem, który bierze
           dziewczynę ot tak po prostu, z zamkniętymi oczyma. Miał czas, żeby ją poznać.
             – Idźże, idźże – miał czas czy nie miał. Mężczyzna nie zakochuje się rozumem,
           ale, jak to mówią, instynktem. A ona, bądź pewna, już dobrze wie, jak grać na
           jego instynktach.
             Dał się słyszeć cichy śmiech. To Szolem w końcu roześmiał się na skutek
           szeptów Flory. Zaraz jednak połapał się i zasłonił usta, aby nie obudzić Iciego
           Meira. Mrugnął do dziewczyny:
             – Czy chcesz, aby mieli do ciebie pretensje? Idź, zajmij się pracą.
             Zawisła na jego ramieniu.
             – Wir sehen uns nicht ganze Tage  – przycisnęła się do niego.
                                          17

    500    17   Nie widujemy się całymi dniami.
   497   498   499   500   501   502   503   504   505   506   507