Page 19 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 19

bardzo potrzebowała tej czystej, wzorzystej chustki w czerwoną i zieloną kratę,
             która tak zachęcająco powiewała za plecami tłumu chasydów.
                Jak na złość tuż obok dostrzegła wyrośniętego chłopaka, który chyba pilnował
             skarbów, ponieważ oparty o sznurek nie przepychał się przez tłum do przodu.
             Jedynie stawał na czubkach palców, zadzierając głowę i tak wysoko wyciągając
             szyję porośniętą rzadką brodą, że aż wydawał się wyższy niż chasydzi wokół
             niego. Widać było, że chciałby lepiej widzieć drzwi, przez które niedługo miał
             być wyniesiony nieboszczyk.
                Binele dopchała się w pobliże sznurka, przesunęła za plecy grupy chasydów,
             po czym stanęła pomiędzy nimi a stojącym na palcach chłopakiem. Chłopak
             poczuł dotknięcie jej ręki, spojrzał na nią i odskoczył w bok jak oparzony – akurat
             w ten sposób, że Binele mogła stanąć pomiędzy nim a chustką. Następnie i ona
             wspięła się na palce, zadzierając głowę, a w międzyczasie manewrowała rękami
             za plecami, ściągając chustkę ze sznurka. Wciąż trzymając ją z tyłu, zwinęła tak
             jak się dało, po czym przesunęła się w bok, wcisnęła w grupę chasydów – i już
             była w samym środku tłumu, przepychając się do bramy.
                W tej samej chwili wyniesiono z budynku trumnę. Binele wydało się, że wśród
             spazmatycznych okrzyków, które wybuchły na podwórku, słyszy również głos wy-
             sokiego chłopaka. Tłum ruszył do przodu, pchając się, aby popatrzeć na wdowę
             po bogatym Żydzie i na własne oczy oszacować, czy za chwilę zemdleje. I w ten
             sposób niemal wyniesiono Binele z podwórza – razem z chustką.
                Na zewnątrz Binele od razu otuliła się swoim królewskim strojem i zaczęła
             paradować po ulicy Piotrkowskiej. Gdy ktoś ją potrącił, dumna oddawała kuk-
             sańca łokciem – jak prawdziwa łodzianka.
                Chustka zdziałała cuda. Binele zaczęła inaczej myśleć. Obmierzło jej pukanie
             do drzwi, już niemiła jej była myśl, że mogłaby być służącą i komuś usługiwać,
             a przy tym nie miałaby chwili dla siebie, nawet nocą. Chciała być panią swego
             losu, chociażby po pracy. Oczywiście musiała zapłacić za to wysoką cenę. Ale
             czy kiedyś dostała coś za darmo – poza tym, co ukradła? A ponieważ nie chciała
             kraść, a także chciała zostać łodzianką, zdała sobie sprawę, że nie ma wyboru
             i musi robić to, co w Łodzi robiła większość kobiet przyodzianych w chusty.
                Nazajutrz, gdy tylko rozległy się pierwsze syreny, wyszła z kościoła.
                W szarości poranka ulice poruszały się, jakby chodniki wzdłuż nich płynęły.
             We wszystkich kierunkach ciągnęły długie procesje ciemnych cieni – mężczyzn
             w znoszonych ubraniach, sfilcowanych szalikach wokół szyi, pomiętych maciejów-
             kach  na głowach. Butelki z kawą wystawały z ich kieszeni. Kobiety w chustkach
                 20
             na głowach i z koszami na ramionach szły po dwie, trzy, objęte, przytulone jedna
             do drugiej, a ich twarze wyglądały spod chust popielatą bladością.



             20   Maciejówka – męska czapka ze sztywnym daszkiem noszona na wsiach w końcu XIX i na początku
                XX wieku.                                                          19
   14   15   16   17   18   19   20   21   22   23   24