Page 20 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 20

Binele szła wraz z nurtem, raz w jedną stronę, raz w drugą, aż dotarła na
           ulicę Płocką  – niewielką uliczkę, po obu stronach której stał budynek fabryki
                     21
           tekstylnej.
             Tłum ludzi na ulicy gęstniał z każdą chwilą, po czym, rozdzielał się i kie-
           rował ku otwartym drzwiom. Binele rozejrzała się w lewo i w prawo – aż zde-
           cydowała się iść za grupą kobiet, które mówiły między sobą w jidysz. Dźwięk
           tego języka spowodował, że poczuła się nieco pewniej. Miała nawet ochotę
           zapytać jednej z nich, w jaki sposób można znaleźć zatrudnienie w takiej fa-
           bryce. Ale zrezygnowała. Kobiety pewnie by ją wyśmiały, a może oszukały,
           albo nawet przegoniły. Ludzie nie lubią, gdy inni też mają odrobinę szczę-
           ścia.
             Żydówki weszły przez bramę do fabryki, a Binele – za nimi. Na podwórzu tłum
           robotników podzielił się na małe grupki, osobno mężczyźni, osobno kobiety. Przy
           drzwiach wejściowych panował tłok.
             Kobieta, która szła obok, wciśnięta w ciało Binele, lekko zwróciła głowę w jej
           kierunku i powiedziała z westchnieniem:
             – Ten mały bękart ma biegunkę.
             Przez chwile Binele nie pojęła słów, które właśnie usłyszała, ale zaraz zo-
           rientowała się, o co chodzi.
             – Najlepszy na to jest twarożek – udzieliła porady sąsiadce.
             Kobieta niecierpliwie machnęła ręką:
             – Skąd ja teraz wezmę twaróg? Nie mam na butelkę mleka aż do wypłaty.
           Mój stary, oby tak nie dożył prawdziwej starości, jest już przecież na urlopie.
             Binele nie miała pojęcia, co to jest „urlop”, ale nie miała też odwagi zapy-
           tać. Zamiast tego wyjęła z kieszeni szmatkę, w której były zawinięte kopiejki
           z kościelnych ofiar, i bez wielkiego namysłu podała kobiecie całego piątaka, za
           którego chciała kupić sobie bajgla.
             Dopiero teraz kobieta przyjrzała się jej dokładniej i złapała się za głowę.
             – Oj, gewalt! – zawołała. – Myślałam, że gadam z Mindlą! Widzisz, nie mam
           głowy na karku. Gdzie pracujesz? Na górze?
             – Tak, na górze – Binele pokiwała głową.  – A ty gdzie pracujesz?
             – U Pięknego Mojszego – kobieta odpowiedziała z widoczną dumą. – Jeśli
           dożyjemy poniedziałku – dodała, gdy przepychały się w kierunku schodów –
           oddam ci tego piątaka. Niech ci Bóg wynagrodzi. Jak ci, powiadasz, na imię?
             – Mam na imię Binele, a z tym piątakiem to nie ma pośpiechu. Może chcia-
           łabyś, abym poplinowała twojego dzieciaka? Kiedyś służyłam u felczerowej –
           zaproponowała Binele również z wyczuwalną dumą. – Jak ci na imię?



           21   Prawdopodobnie autorka nie miała na myśli konkretnego adresu w Łodzi, ul. Płocka znajdowała
             się w południowej części miasta. Bohaterka musiałaby codziennie pokonywać do pracy i z pracy
     20      dystans 12 km.
   15   16   17   18   19   20   21   22   23   24   25