Page 24 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 24

Gdy tylko wyszedł, przez halę przebiegł gorączkowy szept. Binele nie zdoła-
           ła jeszcze dojść do siebie po spotkaniu z Jojnem, gdy siwa kobieta w średnim
           wieku o jasnym, ciepłym spojrzeniu podeszła do niej, chwyciła za rękę i mocno
           uścisnęła.
             – Dziękuję ci, towarzyszko! – powiedziała głośno.
             Binele wybałuszyła na nią oczy.
             – Pani się pomyliła – cofnęła rękę.
             Kobieta energicznie pokiwała głową:
             – Nie pomyliłam się. Uratowałaś mi życie, towarzyszko!
             – A jaką to towarzyszką jestem dla pani? – wyjąkała Binele. – Nigdy nie
           widziałam pani na oczy.
             – Wielkie dzięki! – kobieta powtórzyła z wielkim entuzjazmem i odeszła
           w drugi kąt hali.
             – Bardzo to było piękne z twojej strony – szepnęła sąsiadka Binele z prawej
           strony. – Proletariat powinien trzymać się razem i wspierać się nawzajem. Jak
           masz na imię?
             – Binele…
             Zadawała sobie pytanie, kim jest ten proletariat, że trzeba z nim trzymać,
           ale nie chciała wypytywać sąsiadki. Tymczasem słyszała, jak od stołu do stołu
           niesie się szept: „Ma na imię Binele”.
             Poczuła, że ze wszystkich stron patrzą na nią ciekawe, przyjazne spojrzenia.
           To były pierwsze ciepłe spojrzenia, które jej podarowano w tym mieście. Mogła
           się cieszyć. Do tego sąsiadka z prawej strony poinformowała ją, że kobiety na
           hali umówiły się i postanowiły, że każda poświęci nieco czasu, aby naprawić
           skazy w beli towaru, którą Jojne jej zostawił, a zwłaszcza zrobi to ta towarzyszka,
           która popełniła te wszystkie błędy. Binele potraktowała to jak dobrą wróżbę.
           Może uda się jej znaleźć tu zatrudnienie. Kobiety zaproponowały, że wyświadczą
           jej przysługę z rodzaju tych wielkich dobrych uczynków, których rzadko w życiu
           doświadczała. Nie wiedziała, jak będzie mogła się im odwdzięczyć. Wszak
           w życiu nic nie przychodzi za darmo. Za wszystko trzeba zapłacić, chyba że się
           kradnie… – Ale było też podszczypywanie w pośladki przez Jojnego, które nie
           dawało jej spokoju. Czuła je przez cały dzień. Nie, żeby ją bolało – po prostu
           było przyczyną niechęci do samej siebie, jakby była brudna – ale nie na twarzy,
           raczej w środku.
             Wkrótce Jojne Swołocz znowu pojawił w hali z klocem zepsutego towa-
           ru w ramionach. Gdy biegał od stołu do stołu i grzmiał: „Twoje? Twoje?” –
           Binele nie patrzyła na niego, ale zmysły miała napięte. W ten sposób unik-
           nęła jego szturchnięcia. W chwili, kiedy się zamierzył… zgrabnie uchyliła się
           w bok.
             W drugim końcu hali ktoś cichym głosem przyznał się do kolejnej beli towaru
           ze skazami. Wówczas dobiegł stamtąd ostry, skrzekliwy głos Jojnego:
     24      – Wylecisz stąd jak balon! – A potem krzyknął do wszystkich kobiet na hali:
   19   20   21   22   23   24   25   26   27   28   29