Page 555 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 555

i wybiegł pierwszy z otworu. Krzyknął w kierunku piwnicy: – Uciekajcie na podwór-
                   ko strażaków! – po czym sam w jasnym świetle dnia pobiegł nie na podwórko
                   strażaków, lecz w przeciwnym kierunku, do pompy na podwórzu. Przy drzwiach
                   domu Cukermanów stał Niemiec zwrócony do nich plecami. Michał wpadł do
                   wejścia i z boku patrzył, jak uciekający biegną w stronę podwórka strażaków.
                   Na końcu wyszli Dawid i Berkowicz. Prowadzili ze sobą Bellę, a Dziunia biegła za
                   nimi. Zaraz za Dziunią Michał ujrzał wyłażącego Adama. Zamiast biec w kierun-
                   ku podwórka strażaków, posuwał się w kierunku Michała, biegnąc jak ślepiec
                   na chwiejnych nogach. W tym momencie Biebow wyszedł z budynku. Niemiec
                   przed wejściem odwrócił się i ujrzał Adama. Strzelił w jego kierunku, a Biebow
                   podskoczył, obejrzał się i dostrzegł grupę z Bellą i Dziunią.
                      Po chwili Michał był na zewnątrz. Ryknął i kuśtykając rzucił się na Biebowa,
                   zawisając na nim od tyłu – z rękoma zakleszczonymi na jego szyi. Biebow chwilę
                   mocował się z rękami Michała, które od tyłu wciskały mu paznokcie w twarz.
                   Przez chwilę wlókł po podwórku Michała uwieszonego na nim, aż jego towarzysz
                   wystrzelił po raz drugi .
                                      9
                      Michał upadł na grudę rozkopanej ziemi. List do jego nienarodzonego syna,
                   którego nie zdołał ukryć pod wiśnią, wypadł mu z kieszeni i spadł na łysą głowę
                   pana Adama, który leżał w pobliżu. Martwa ręka Michała dotknęła czubków
                   palców Adama.
                      Z rozpostartymi ramionami nadleciała Dziunia. Biebow i jego towarzysz złapali
                   ją za ręce i niemal unosząc w powietrzu przenieśli na podwórko strażaków, gdzie
                   komando czyszczące zbierało uciekinierów.
                      Posadzono Bellę na wóz, gdzie leżało już kilkoro złapanych chorych. Pozostali
                   maszerowali przez ulice pustego getta, pomiędzy pustymi domami, obok pustych
                   podwórek. Słońce odbijało się w trotuarach wyblakłe, późnoletnie, apatyczne.
                      Na stacji kolejowej ponownie pokazał się Biebow. Przy policzku trzymał
                   chusteczkę. Zasłaniał nią krwawe ślady pozostawione na jego twarzy przez
                   paznokcie Michała.
                      Stacja była pełna Niemców. Z boku stała grupa Żydów. Bydlęce wagony, czer-
                   wone i długie, z otwartymi drzwiami czekały na torach. Do jednego z nich zapro-
                   wadzono grupę Isroela. Polecono im, by jeden za drugim weszli na deskę, która
                   zastępowała schody. Dwaj Niemcy prowadzili pod ręce Bellę, która uśmiechała
                   się z wdzięcznością. To ona uprosiła ich, aby jej pozwolili jechać z siostrą. Byli
                   dobrzy dla niej i nawet pozwolili jej zabrać do wagonu tom wierszy Słowackiego,
                   którego nie wypuszczała z rąk.




                   9    W podobnych okolicznościach, jakie opisuje Chava Rosenfarb – broniąc kryjówki w piwnicy, w któ-
                      rej ukrywał się wraz z rodziną – zginął doktor Daniel Wajskopf (1899–1944), lekarz rentgenolog,
                      który w getcie leczył pacjentów z wielkim poświęceniem. Pozostał wraz z grupą porządkującą
                      teren. Został zastrzelony przez Hansa Biebowa 6 listopada 1944 r.   553
   550   551   552   553   554   555   556   557   558   559   560