Page 539 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 539
Nazajutrz bladym świtem po drugiej stronie drutów dało się słyszeć strzały,
nawoływania i wrzaski. W ciszy rozbrzmiewały wyraźne słowa błagania o litość
i podobne do dźwięku bicza echo niemieckiej mowy. Nawet w południe, gdy
ukryci wyczekiwali przerwy, nic takiego nie następowało. Polowanie trwało od
szóstej rano do ósmej wieczorem.
Część getta, w której mieściła się ulica Lutomierska, była obumarła. Po dru-
giej stronie Niemcy wciąż mieli ręce pełne roboty. Ukryci posłusznie wykonywali
rozkaz Isroela, aby spać w dzień, a budzić się nocą, gdy można było czuć się
swobodniej i zdobyć zaopatrzenie. Niełatwo było spać wśród krzyków dobiega-
jących zza ogrodzenia.
Nocą wszyscy poza Bellą i Esterą z dzieckiem wychodzili na zewnątrz. Pod
osłoną ciemności biegali po zaułkach, poszukując jedzenia w opuszczonych
mieszkaniach, otwartych na oścież sklepach i punktach warzywnych. Zaopa-
trywali się w wodę i modlili do pompy, aby nie skrzypiała. Podczas tej nocnej
bieganiny dostrzegali czasem inne „myszy”, innych ukrywających się, którzy
również wyleźli ze swych nor. Na podwórzu przy Lutomierskiej pewna rodzina
schowała się na strychu w zbiorniku na wodę. Grupa sąsiadów znalazła kryjówkę
w piwnicy u Sprzedawcy Toffi.
Na podwórzu zorganizowano wspólną straż złożoną z przedstawicieli każdej
z kryjówek. Punkt obserwacyjny urządzono w kominie. Strażnicy mieli dać znać,
kiedy Niemcy lub policja żydowska przejdą na tę stronę. Umówili się też z pocho-
wanymi na innych podwórzach, że będą dawać sobie sygnały.
Michał Lewin z kilkoma pigułkami nasennymi w kieszeni zaczął regularne
obchody po getcie. Jednak wizyty w opuszczonych mieszkaniach, gdzie pozo-
stali jedynie ciężko chorzy i samotni, szybko dobiegły końca. Siódmego dnia
akcji strażnik z komina dał znać, że przez bramę przejechał wóz na ogumionych
kołach. Po kilku godzinach wrócił wypełniony chorymi. 537