Page 16 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 16

na jej ramionach, po czym jeszcze raz zaciągnął się dogasającym papierosem:
               − Pajdiom? 8
                  Rachela zadarła głowę do góry. Niebo było niemal jasnobłękitne. Strumienie
               światła spływały na miasto, które opuszczali. Zarówno to światło, jak i pogodne,
               patetyczne słowa ojca jeszcze wzmogły w niej uczucie bólu. Tak, tylko to jedno
               było dobre. Ojciec stał się taki jak kiedyś. Nie musiała dodawać mu otuchy ani
               podnosić go na duchu. To dobrze, że idzie tu obok niej, towarzysząc jej w tym
               otumanieniu, w ciemnym, warczącym strachu, który trzyma ją w swoich szponach,
               w tej dziwnej ciekawości wszystkiego, co ma nadejść, w żalu rozdzierającym ją
               od wewnątrz – żalu za tym, co minęło: za dzieciństwem. Wiedziała, że porzuca
               je na zawsze.
                  Ktoś tak szturchnął ją w bok, że aż krzyknęła z bólu i obejrzała się za siebie.
               Nie dostrzegła twarzy, a jedynie kręconą, pofalowaną czuprynę i spoconą linię
               czoła. Na jej okrzyk głowa ani drgnęła. Mężczyzna ciągnął stół odwrócony nogami
               do góry. Stół leżał na sankach, których płozy niemiłosiernie skrzypiały i piszczały
               na suchych kamieniach. Wokół nóg stołu przewiązany był gruby sznur przytrzy-
               mujący stos pakunków, worków i pościeli. Na szczycie tego stosu, otoczona górą
               książek, siedziała ciepło ubrana dziewczynka, trzymająca na kolanach lalkę tak
               samo opatuloną jak ona. Wolną ręką przytrzymywała wózeczek lalki wypełniony
               naczyniami i przywiązany do nogi stołu. Do pozostałych nóg doczepione były
               wiadra wyładowane naczyniami i miskami. Z tyłu sanie popychała kobieta. Jej
               pochylonej ku brukowi twarzy nie można było dojrzeć. Rachela dostrzegła jedynie
               wesołe kolory jej kwiecistej chustki.
                  − Prawie zmiażdżył mi bok − poskarżyła się ojcu, po czym pociągnęła go, aby
               się zatrzymał, pozwalając przejść mężczyźnie z tym dziwacznym karawanem.
                  − Ten? – ojciec wskazał brodą mężczyznę zaprzęgniętego do sanek. – Znam
                                                   9
               go. To młody pisarz. Nazywa się Berkowicz .
                  Jakiś ojciec z synem, ubrani schludnie i odświętnie, nieśli do spółki wielki
               kufer z rzeczami. Ojciec głośno mówił do syna:
                  − Dopiero teraz będziemy musieli dowieść, czy jesteśmy zdolni do posiadania
               własnego państwa. Getto będzie dla nas takim państwem na próbę…



                                                 *




               8    Idziemy? (ros.).
               9    Pierwowzorem postaci Berkowicza był poeta i pisarz Symcha Bunim Szajewicz (1907−1944). Przed
                  wojną pracował w fabryce włókienniczej, ale był już znany w środowisku łódzkich pisarzy two-
                  rzących w jidysz. Ocalałe z ruin getta dwa poematy Szajewicza Lech lecho (Wyjdź) i Friling 5702
         14       (Wiosna 1942) należą do najlepszych dzieł stworzonych w czasach Zagłady.
   11   12   13   14   15   16   17   18   19   20   21