Page 17 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 17

(Zeszyt Dawida)
                     Gdyby to nie było takie tragiczne, byłoby całkiem śmieszne. Mam na myśli ludzi
                  z wykrzywionymi twarzami, z dziwacznymi paczkami i workami, z „genialnymi”
                  pomysłami, jak ulżyć sobie w drodze i transportowaniu rzeczy. Przede wszystkim
                  próbowano zlikwidować problem przenoszenia odzieży. Co kto miał, zakładał na
                  siebie – a im kto był bogatszy, tym grubiej wyglądał.
                     Popychałem nasz dziecięcy wózek z rzeczami (wózek – połamany grat, przy-
                  niesiony przez mojego Abramka z kosza na śmieci) i przysłuchiwałem się temu,
                  co mówiono wokół. Te rozmowy to odrębny rozdział. Albo sapano, ciągnąc bagaż
                  i filozofując na temat żydowskiego losu, albo rozmawiano „normalnie”, jak co
                  dzień, a zarówno jedno, jak i drugie brzmiało dziwacznie.
                     Obok nas szła chuda i wymizerowana kobieta z garbem pościeli na plecach.
                  Wyglądała jak wielbłąd. Szła sama i mówiła do siebie, gestykulując:
                     − Oj, Kejle to potwór… Kejle to potwór… − Podśpiewywała to na taką wpada-
                  jącą w ucho melodię, że ledwie mogłem się powstrzymać, aby nie podśpiewywać
                  razem z nią.
                     Albo na przykład ta para, która szła obok, ale z drugiej strony. Ona: malutka,
                  grubiutka i różowa jak prosiaczek, a on: prostak o szerokich barach, gburowaty,
                  w furmańskich butach, obwieszony od stóp do głów – jak dwunożna ciężarów-
                  ka – stołkami, stolikami, szafkami, paczkami i workami. Ona zaś, ta kobiecina,
                  nie niosła niczego, lecz była otoczona szóstką dzieci i trzymając w każdej ręce
                  po trzy rączki, pchała się do przodu nie jak człowiek – lecz jak maszyna. Mąż
                  i żona tak się spierali, idąc:
                     − Oj, Icyku, niech cię ziemia pochłonie za to, że żądasz ode mnie, abym miała
                  tyle sił co młoda dziewczyna − piszczała cienkim, ostrym głosikiem. − Dlaczego
                  nie wziąłeś tej przeklętej miski, dlaczego nie wziąłeś? Żywcem wpędzisz mnie
                  do grobu, żywcem!
                     Mąż Icyk, obładowany wszystkimi sprzętami i paczkami, bez żenady, z trudem
                  parł do przodu, pochylając się w jej kierunku z łoskotem i brzękiem sprzętów:
                  − Co, Gitl? Mówiłaś coś?
                     − Dlaczego zostawiłeś skrzynkę na węgiel? – żona „powiedziała coś”. – Nie
                  będziemy mieli gdzie włożyć kawałka węgla, moje ty nieszczęście! Biada mi!
                                                                               10
                  Uważaj też na wiadra, bo jeszcze, broń Boże, upuścisz mleczne naczynia!
                     Wiadra na plecach Icyka przechylały się jeszcze bardziej, gdy on coraz mocniej
                  schylał się w kierunku swojej żonki: − Co, Gitl? Mówiłaś coś?




                  10   W judaizmie obowiązują surowe prawa dotyczące spożywania żywności wynikające z wywiedzionych
                     z Biblii przepisów o czystości rytualnej. Jednym z nich jest zakaz mieszania pokarmów mlecznych
                     i mięsnych poprzez łączenie ich w jednej potrawie. Pokarmy takie należy osobno przechowywać,
                     przygotowywać i spożywać, używając odrębnych garnków, naczyń, sztućców, itp., a także zacho-
                     wywać odpowiedni przedział czasowy między jedzeniem obu typów żywności.  15
   12   13   14   15   16   17   18   19   20   21   22