Page 331 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 331

Rachela wyprostowała się:
                – Nie rozumiem całej tej sprawy. Dlaczego nie może zostać u ciebie? – Teraz
             dopiero dziewczyna pojęła, o co chodzi: – Masz zamiar już umierać? Dlatego?...
             – Chora zamknęła oczy. Pod jej rzęsami zalśniły zbierające się łzy. Rachela ziry-
             towała się: – Widzę, że wszystko już postanowione! – wykrzyknęła. – Majątek
             rozdzielony i żegnaj, piękny świecie! Tego cię uczono przez wszystkie te lata,
             rewolucjonistko moja?
                – Nie mam więcej siły – wyszeptała Estera.
                – Bo jesteś chora, wyczerpana.
                – To nie to. Innych sił też mi brakuje.
                – A co z życiem dla twoich ideałów?
                Estera zaczęła kręcić głową na poduszce – w obie strony, tam i z powrotem.
                – Nie rozumiesz... Nie chcesz wziąć... Boisz się o siebie. Nie chcesz ryzyko-
             wać... Idź. Bądź zdrowa...
                Rachela założyła płaszcz i zbliżyła się do łóżka Estery.
                – Idę – powiedziała sucho. – Ale później wrócę. Nie zostawię cię samej.
                – To prawda, co? – chora pozwoliła łzom swobodnie spływać po twarzy. –
             Nie weźmiesz?
                – Oczywiście, że nie wezmę! – Rozgniewana Rachela pochyliła się nad nią.
             – Tak, boję się o własne życie. O rodziców. O mojego brata. Nie wiesz, co dzieje
             się w mieście. Zmobilizowano już wszystkie roczniki. Lada dzień mogą wezwać
             mojego ojca. Rozumiesz? A my... palimy cały dzień w domu książki. Wszystko
             idzie z dymem. Całe miasto trzęsie się ze strachu, a ty każesz mi strzec swojej
             walizki... Nikt jej dziś od ciebie nie weźmie. Wliczając w to twoich towarzyszy.
             To znaczy, jeśli w ogóle jeszcze tu są. – Gniew zniknął z twarzy Racheli. Zapięła
             płaszcz i ściągnęła go paskiem. Wyciągnęła do Estery rękę i uśmiechnęła się
             z lekka dojrzałym i mądrym uśmiechem. – Jeśli te papiery są ci tak drogie, musisz
             dla nich żyć i sama je ochraniać.
                Estera ujęła jej dłoń. Łzy nie przestawały spływać po jej twarzy.
                – A co... Co z paktem między Sowietami a Niemcami?
                Uśmiech Racheli jeszcze bardziej spoważniał:
                – Porozmawiamy o tym następnym razem. Przyjdę później...
                Estera przyciągnęła ją do siebie:
                – Wiesz – wyjęczała – spodziewałam się chłopczyka. Miał się nazywać
             Emanuel...
                – Emanuel?
                – Tak miał się nazywać.
                – Wiesz, co to znaczy? Jeśli nie zwodzi mnie mój hebrajski, to Emanuel
             znaczy – Bóg jest z nami.
   326   327   328   329   330   331   332   333   334   335   336