Page 329 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 329
i ciężkie powietrze odebrały jej oddech. Stanęła zaraz obok Estery, wołała ją po
imieniu, potrząsała, a widząc, że to nic nie daje i że ciało osuwa się z powrotem
na pościel jak ciężka kłoda, całkiem straciła głowę i wpadła w panikę. Chciała
krzyknąć, ale z ogromnego strachu głos uwiązł jej w gardle. Estera i cały pokój
zawirowały przed jej oczami. Nagle coś pchnęło ją w kierunku okna. Otworzyła
je trzęsącymi się rękami. Zimne powietrze, które wdarło się do pokoju, orzeźwiło
ją i przywróciło jasność umysłu. Podbiegła do wiadra i znalazłszy na dnie trochę
wody, zamoczyła w niej ręcznik i zaczęła obcierać nim twarz Estery, aż chora
poruszyła się.
Rachela wybiegła z pokoju i zaczęła pukać do drzwi sąsiadów – jednak nikt jej
nie otworzył. Wypadała na ulicę szukać lekarza. Ciągnęła za dzwonki i słyszała, jak
ktoś krząta się za drzwiami, widziała poruszające się zasłony w oknach – ale nikt
nie otwierał. Na jednej z dalszych ulic napotkała felczera, który obiecał przyjść.
Czekała na niego długie godziny. W końcu pojawił się. Był to niski, grubawy męż-
czyzna z binoklami na nosie. Gdy postękując i sapiąc wspiął się na czwarte piętro,
musiał najpierw przysiąść i złapać oddech, zanim mógł zbadać Esterę. Badanie
zajęło mu dobrą chwilę. Zsunął okulary na czoło i zwrócił się do Racheli z pretensją:
– Ona jest przecież po porodzie. Dlaczego mi wcześniej nie powiedziałaś?
– Dziewczyna poczuła na twarzy uderzenie gorąca. Patrzyła na niego szeroko
rozwartymi oczami, otwierając ze zdumienia usta. – Kim ona jest dla ciebie? –
zniecierpliwił się felczer.
– Nikim… Znajomą. – wyjąkała speszona dziewczyna.
– I co, nie mogłaś od razu powiedzieć? Taka duża panienka, jak ty... Czego
się wstydziłaś? – Kazał jej zamknąć okno i usiadł przy stole, by odsapnąć. – Po-
winna dobrze jeść i dużo odpoczywać. – Popatrzył pytająco na Rachelę, sapiąc
i bębniąc palcami po stole, jakby na coś czekał. Nagle wybuchnął: – A co będzie
z zapłatą, ha?
Rachela znów otworzyła usta. O tym w ogóle nie pomyślała. Przygryzła wargi
i odwróciła głowę w poczuciu winy.
– Nie wiem – wyszeptała. – Nie mam pieniędzy.
– A ona? Jej mąż – gdzie jest?
– Nie wiem...
– Nie wiem i nie wiem! – rozgniewany felczer poderwał się z miejsca. – To
co ty wiesz, głupia kozo? – Złapał swoją torbę, poprawił okulary na nosie i mru-
cząc coś ze złością ruszył w stronę drzwi. Rachela słyszała jeszcze dobiegające
z zewnątrz jego gniewne słowa i ciężkie stękanie na schodach.
Odwróciła się w stronę chorej.
– Przyszedł Hersz? – Usłyszała słaby głos Estery, lecz nie zrozumiała, co
miała na myśli. Przyskoczyła do niej żywo.
– Wyszedł doktor. Powiedział, że powinnaś dobrze jeść, a wyzdrowiejesz.
Powiedz, Estero – nalegała – masz krewnych? Zawezwałabym tu kogoś.
Odpowiedział jej słaby, jakby z daleka dobiegający głos: 327