Page 330 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 330

– Nie mam żadnych krewnych.
             Rachela rozpaliła ogień w piecyku i zaczęła szukać w szafce czegoś do jedze-
           nia. Ugotowała trochę zupy i podawała ją Esterze, która połykała chciwie jedną
           łyżkę ciepłej strawy po drugiej. Nie odrywała oczu od karmiącej ją dziewczyny.
           Nie mogła sobie przypomnieć, kto to jest.
             Gdy talerz był już pusty, Rachela napełniła go ponownie i postawiła obok
           łóżka. Zapięła swój gimnazjalny płaszcz:
             – Przyjdę jutro rano. Teraz muszę już iść. W domu będą się martwić.
             Gdy przyszła następnego dnia rano, chora już ją rozpoznała. Nim Rachela
           zdążyła zdjąć płaszcz, Estera odezwała się:
             – Posłałam po ciebie... – urwała i nie mogła sobie przypomnieć, dlaczego
           właściwie posłała po Rachelę.
             – I dobrze zrobiłaś – Rachela zabrała się za rozpalanie ognia. – Przyniosłam
           ci pół litra mleka, a moja mama posyła ci omlet. Mieliśmy dzisiaj szczęście –
           kupiliśmy tuzin jajek od chłopa.
             Rachela przyglądała się ze zdziwieniem zachłanności, z jaką jadła Estera.
           Jeszcze nigdy w życiu nie widziała człowieka pochłaniającego jedzenie tak
           łapczywie. Pół litra mleka wypiła za jednym razem. Dziwne były też wpatrzone
           w biel mleka oczy Estery. Czaił się w nich ból i wydawało się, że choć połyka tak
           łapczywie, boli ją każdy łyk.
             Widok mleka przywrócił Esterze jasność umysłu. Nagle znów była całkiem
           świadoma. Odczuwała wszystkimi zmysłami, jak przyjemne ciepło rozchodzi się
           po jej ciele, jak zabarwia policzki i wzmacnia serce. Chciała jeść i pić, jeść i pić –
           i nienawidziła się za to. Daleki głos, który niczym demon siedział w jej wnętrzu,
           rozkazywał: „Nie jedz i nie pij! Nie jedz i nie pij!” Wszystkie jej członki sprzeciwiały
           się: „Chcę żyć!”, lecz głos z jej wnętrza zaprzeczał: „Nie chcesz! Chcesz tylko
           jednego! Chcesz tylko jednej rzeczy!” – i przypomniała sobie o walizce z pismami
           Hersza. Podniosła oczy na Rachelę:
             – Posłałam po ciebie, bo... mam... walizkę, którą chciałabym u ciebie prze-
           chować. – Rachela pomyślała, że chora mówi w malignie. – Chciałabym, żebyś
           zabrała do siebie tę walizkę – ciągnęła dalej Estera i wskazała ręką pod stół.
           Dziewczyna spojrzała na nią pytającym wzrokiem. – Towarzysz, komunista...
           Ważne pisma... – każde słowo wydawało się więznąć jej w zbolałym gardle, tak
           że ledwo je z siebie wydobywała. – Możesz to dla mnie zrobić? Proszę cię... Ty...
           Ty wiesz kto to jest. W bibliotece. Pamiętasz? Przychodził... do mnie. Rozpoznasz
           go, odnajdziesz... Później, gdy będzie po wszystkim.
             Na twarzy Racheli pojawiło się napięcie. Chciała pojąć, o czym mówi Estera,
           lecz zupełnie nie potrafiła.
             – Nie rozumiem, kim jest ten towarzysz? I dlaczego dajesz to coś akurat mnie?
             – On wyjechał... Musiał wyjechać... – Nagle Estera usiadła i chwyciła Rachelę
           za rękę. – Co się dzieje?... Co robi Armia Czerwona? – widząc, że twarz Racheli
    328    skrzywiła się, zaczęła znów prosić: – Czy… weźmiesz… walizkę?
   325   326   327   328   329   330   331   332   333   334   335