Page 11 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 11

czym napełniały nimi otwarte pyski bram ceglastych monstrów, które połykały
             wszystkich. Te same syreny budziły gospodarzy fabryk i warsztatów, kupców,
             maklerów, aby uzbrojeni w pióra biegli do kantorów, kawiarni, giełd – by szli wy-
             próbować nowe pomysły na wzór tkaniny i kombinacje przędzy, sprawdzić nowe
             maszyny, załatwić transakcje, podpisać kontrakty, weksle i jeszcze więcej weksli.
             O dwunastej w południe, podobnie jak o osiemnastej, ponownie było słychać
             syreny.
                 I tak – poza niedzielami i świętami – syreny dzieliły zwykły dzień na części,
             a każda część miała swój nastrój, swoje napięcie. I tak syreny przerywały owe
             sny, które śniła Łódź.

                                              2

             Binele  przybyła do Łodzi późnym wieczorem. Buda sprzedawcy mąki, która ją
                   6
             przywiozła, toczyła się przez wąskie, długie ulice zanurzone w ciemności rozpra-
             szanej tu i ówdzie żółtym światłem latarni gazowych.
                 Binele wydawało się, że jedzie środkiem głębokiej rzeki bez wody, której
             brzegami były czarne kamienne mury po obu stronach. Siedziała w budzie obok
             chorej, cicho pojękującej żony kupca i trzymała na kolanach śpiące niemowlę.
             Ona, Binele, choć była zmęczona długą podróżą, obawiała się zasnąć choć na
             chwilę, aby nie przerwać snu, który śniła na jawie. Za każdym razem, gdy prze-
             jeżdżała obok niej dorożka z zapalonymi latarniami, czy też pojazd rozświetlony
             przez płonące pochodnie, odwracała głowę i patrzyła w ślad za nimi, aż do chwili,
             gdy w pobliżu pojawił się następny.
                 Kto podróżował tymi pojazdami spowitymi ciemnością? Dokąd zmierzano?
             I kto czuwał za oknami w wysokich, czarnych murach, w których płonęły światła
             – teraz, kiedy w Bocianach  już dawno wszyscy spali? I kim były cienie, które
                                    7
             tłumnie poruszały się wzdłuż tych murów na zewnątrz – o tej porze, kiedy po-
             między chałupami w Bocianach spacerowały tylko demony?
                 Tak była zdumiona i przejęta tajemniczym widokiem, który roztaczał się przed
             jej oczyma, że serce biło jej mocno, a usta otwierały się same. Bez względu na
             zmęczenie chciała tak jechać bez końca. Ale kiedy zbliżyli się do środka ulicy
             Piotrkowskiej, sprzedawca mąki odezwał się do niej z kozła, pytając, czy ma tu
             krewnych, u których mogłaby przenocować.
                 – No… – wymamrotała zdezorientowana.



             6    Binele – forma zdrobniała od żeńskiego imienia Bina, pochodzącego od hebrajskiego słowa ozna-
                czającego wiedzę, zrozumienie, inteligencję.
             7    Bociany to nazwa, której autorka użyła na określenie Końskich – miasteczka, z którego pocho-
                dzili jej rodzice. Zostało ono opisane w pierwszym tomie powieści. Obie części przedstawiające
                wcześniejsze losy bohaterów Drzewa życia noszą w języku jidysz tytuł Bociany.  11
   6   7   8   9   10   11   12   13   14   15   16