Page 421 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 421
na naradę, która odbędzie się w ścisłej tajemnicy. Potem zapytał je, jak im się
wiedzie i czy mają wystarczająco opału.
Gdy tylko wyszły, dał swobodny upust swej złości. Nienawidził ich, tych dwóch
kobiet, nienawidził wszystkich kobiet, z nimi włącznie. Musiał aż posłać po Zyberta.
Zybert przybiegł w podskokach, trzaskając obcasami wyglancowanych ofi-
cerek, pocierając czerwone uszy swoimi małymi, czerwonymi rączkami. Prezes
zawołał go bliżej, on jednak zamiast do Prezesa, doskoczył do pieca i od razu
zaczął pocierać plecami o kafle. Uśmiechał się przy tym błazeńsko: – Gorąco
u pana, przysięgam na wszystkie żydowskie dzieci, Prezesku, niech mi tak Pre-
zes zdrów będzie! – Prezes, mimo poirytowania, musiał przygryźć wargi, aby się
nie roześmiać. Kiedy Zybert stał i rozgrzewał sobie plecy, wyglądał niezwykle
komicznie w tych oficerkach, wyginając na boki swe drobne ciało. Cwany Zybert
nie omieszkał zauważyć wyrazu twarzy Prezesa. I od razu się obruszył: – Boże
uchowaj, czy mnie martwi, że pan się ze mnie śmieje, Prezesie – życie ty moje.
Nu, i cóż z tego? Jestem „kot w butach”, ale czy mam ciepło? Czy jest mi dobrze?
Mam na tej ziemi to, co niejednemu wysokiemu nie było dane. Tak jak nie każdy
jest obdarzony tą samą miarą rozumu. Jeśli komuś czegoś brakuje w jednej
dziedzinie, ma wynagrodzone w innej. Czyż nie tak, Prezesie? – W końcu odsunął
się od pieca i rozpiął płaszcz. Zbliżył się do stołu Rumkowskiego i zaczął kręcić
głową: – Boże uchowaj, Pan ma tu saunę, Prezesie! – i od razu miał do opowie-
dzenia gettowy dowcip: – Pewnego razu pyta się kierownik pracownika w swoim
biurze: „Powiedz ty mi, czemu u ciebie jest tak gorąco?”, na co ten odpowiada:
„A jak może być inaczej? Piekę przecież tutaj chleb”. – Zybert zachichotał i wy-
ciągnął do Prezesa swoją zagrzaną małą rączkę: – Szolem alejchem! – uniósł ze
stołu dłoń Rumkowskiego i potrząsnął koniuszkami palców: – Jestem do waszej
dyspozycji, Herr Prezes.
Dzięki samej obecności Zyberta złość Prezesa nieco opadła i zaczął się teraz
po przyjacielsku wyżalać: – Miałem dzisiaj babski dzień, Zybert.
Tylko to powiedział, a drzwi otworzyły się i do gabinetu weszła Klara ubrana
jak zwykle na czarno.
Zybert ukłonił się błazeńsko i służalczo, mówiąc po polsku: – Moje szano-
wanie, pani prezesowo.
Nie rzuciła mu nawet spojrzenia, dopadła do Prezesa z krzykiem: – Chaim,
muszę z tobą porozmawiać! – Zybert podrapał się po głowie i ruszył w stronę
drzwi, choć dobrze widział, że Prezes wzrokiem wzywa go z powrotem. Zostawszy
z Klarą sam na sam, Rumkowski przybrał nieszczęśliwą minę. Dzisiaj katego-
rycznie miał już dość kobiet. – Chaim, chcę bronić pewnej sprawy przed sądem
apelacyjnym – od razu przeszła do tego, co miała do powiedzenia.
Prezes jeszcze bardziej się skrzywił. Ostatnio znowu Klara zaczęła działać
mu na nerwy. Poza tym zawracała mu głowę sprawami sądowymi. Chciała
praktykować swój zawód. Zasadniczo nie miał nic przeciwko temu, wręcz prze-
ciwnie, to dałoby jej jakieś zajęcie. Poszłaby sobie swoją drogą i nie męczyłaby go 419