Page 520 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 520
Zanim udano się na spoczynek, nastroje poprawiły się. Rozniosły się pogłoski,
że Prezes przygotowuje organy policji i ochrony do obrony getta w tym przejściowym
okresie. Przed położeniem się do łóżek przykładano uszy do ziemi, by sprawdzić,
czy słychać już stukot kopyt osiołka Mesjasza. Słyszano go. Mówiono, że front
znajduje się sto dwadzieścia kilometrów od Łodzi.
Nazajutrz potwierdziła się pogłoska o całkowitej likwidacji getta. Strumie-
nie ludzi popłynęły do resortów, jak gdyby wszyscy chcieli na gwałt zachować
normalność, zaraz jednak musieli je opuścić i fale ludzi zaczęły przelewać się
ulicami, przepływając z podwórek na ulice i z powrotem. Wieczorem, podobnie jak
poprzedniego dnia, strach osłabł. Powietrze było przyjemnie chłodne i nastroje
uspokoiły się. Eksperci pocieszali: Łódź znajduje się na linii frontu i nie sposób
wyobrazić sobie błyskawicznej ewakuacji prawie siedemdziesięciu tysięcy osób .
4
A póki co... – przecież ile czasu może zabrać armii pokonanie tych marnych stu
dwudziestu kilometrów? Zanim mieszkańcy getta udali się spać, rozniosła się
pogłoska, że ewakuowane będą tylko maszyny i towary, a nie ludzie. W nocy,
chociaż nie było alarmów, kręcono się niespokojnie na posłaniach.
Michał nie miał już więcej czasu na zajmowanie się rozmyślaniami i obrachun-
kami z samym sobą. Nastały dni, kiedy rzeczywistość jak z koszmarnego snu,
wyraźnie i bezwzględnie przekreśliła grubą linią wszystko, co już się wydarzyło
i co miało się wydarzyć. Dni te trzymały ciało i umysł w kleszczach teraźniejszości,
która jednak nic z teraźniejszości w sobie nie miała, lecz nawijała czas na wirujące
szaleńczo wrzeciono. Działo się tak nie tylko z nim, lecz z każdym człowiekiem,
którego spotykał, jak gdyby wrzeciono to obracało się przed tysiącami krzywych
luster, gdzie jedno szaleństwo odzwierciedlało się w innych, przybierając przez
to na sile. Jedno tylko pośród tego zawrotnego wirowania przytrzymywało Mi-
chała niczym pępowina do punktu oparcia: ręka Dziuni, a nocami dotyk jej ciała.
Jednak samej Dziuni prawie nie dostrzegał. Ona również była uwikłana w chaos
– gadatliwa, niespokojna, przygnębiona i równocześnie dodająca otuchy. Nie
słyszał jej, a ona nie słyszała jego, chociaż całymi dniami nie odstępowali się
na krok.
Przybiegła do nich Bella: – W naszej piwnicy robią kryjówkę! – Ale ani Michał,
ani Dziunia nie chcieli słyszeć o ukrywaniu się. Przynieśli tylko swoje plecaki do
Belli i zaczęli nocować w jednym z pustych pokoi w jej mieszkaniu. Chcieli być
wszyscy razem na wypadek, gdyby nocą wydarzyło się coś niespodziewanego.
Bella była wycieńczona. Przygarbiona, włóczyła się wszędzie z Dziunią i Micha-
łem. Towarzyszyła im podczas nielicznych wizyt Michała u pacjentów, w czasie
jego krótkich narad z kolegami lekarzami, przy spotkaniach Dziuni z towarzysza-
mi. Razem z nimi ustawiała się przed kooperatywami, na wypadek gdyby coś
wydawano. Wszędzie panował chaos, wszędzie kręciły się wrzeciona, w tysiącach
518 4 W chwili likwidacji getta na terenie zamkniętej dzielnicy przebywało jeszcze ponad 72 tysiące osób.