Page 122 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 122

– Ale przecież pan mówi, że jest rewolucjonistą. Rewolucji nie dokonuje się
           bez rozlewu krwi.
             – Wiem, panie Cukerman, ale rewolucja nie jest moim celem. To środek do
           celu, rozumie pan? Chciałbym, aby życie się zmieniło. Aby ludzie byli szczęśliwi,
           i za to jestem gotowy zapłacić nawet krwią. Nie tylko cudzą, również własną.
           – Szolem spojrzał z protekcjonalną wyższością na Samuela i rozłożył ręce. –
           Jednego nie rozumiem – pana, panie Cukerman…
             Samuel uśmiechnął się:
             – Wyobrażał pan sobie, że mam tłustą twarz i gruby brzuch. – Pochylił się ku
           choremu. – Nie można sztucznie dzielić ludzkości na dwie kategorie i nastawiać
           jednej przeciw drugiej. Każdy człowiek jest zagadką i każdy jest światem samym
           w sobie. Każdy ma swoje wady i swoje zalety, a na dodatek człowiek nie jest
           wolny, młodzieńcze. To życie kształtuje człowieka. To ono ukształtowało kasiarza,
           tych chłopaków z ferajny i pańskiego Walentino, to ono ukształtowało również
           mnie.
             – Ale każdy jest odpowiedzialny za swoje czyny, i pan także!
             – Jakie czyny? Dlaczego widzi pan we mnie tyle zła? Może mam też zalety?
           Dlaczego nie dostrzega pan, że na swój sposób służę społeczeństwu? Rozwijam
           przemysł. Pomagam budować miasto. Daję zatrudnienie tylu robotnikom. Czy
           naprawdę byłoby lepiej, gdybym był biedakiem tak samo jak pan? Jak wyglądałby
           świat, na którym żyliby jedynie ubodzy ludzie?
             – Wszyscy byliby bogaci, panie Cukerman!
             – Jest pan naiwny – Samuel po bratersku klepnął chorego w ramię. – To
           jednostka przyczynia się do postępu. Nie zaś ogół.
             – Komu służy ten pański postęp, panie Cukerman? Postęp? Taki postęp nie
           jest wart ceny, jaką płacą miliony zniewolonych ludzi.
             – To trzeba poprawić ich los.
             – No, już pan zrozumiał! – Szolem zatriumfował. – A poprawić swój los nie-
           wolnicy muszą sami! – usiadł. Znowu był gotów podjąć gorącą dyskusję.
             Samuel nie dał mu dojść do słowa. Nisko pochylił się nad chorym.
             – Jeśli chce pan wiedzieć, to nie sądzę, aby było panu tak bardzo źle… To
           znaczy, pieniędzy faktycznie pan nie ma. Za to ma pan coś innego, czego wielu
           bogatych ludzi nie posiada… A teraz już pójdę.
             Szolem leżał na poduszce i patrzył na gościa wielkimi, zdumionymi oczyma.
           Bogacz Cukerman był prawdziwą zagadką. Ujął wyciągniętą rękę Samuela i nie-
           pewnie powiedział:
             – Żeby było sprawiedliwie, to powinien pan teraz opowiedzieć mi o swoim
           ojcu, o swoim życiu…
             – Ale ponieważ nie ma sprawiedliwości na tym świecie, to panu nie opowiem.
             – Dlaczego?
             – Ojciec nigdy mi nie opowiadał o swoim życiu. Znam je tylko z martwych
    120    dokumentów, a to nie to samo. I mama również nic mi nie opowiadała…
   117   118   119   120   121   122   123   124   125   126   127