Page 14 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 14

Wyjechałam ze ślepej uliczki, zauważając przy tym targane wiatrem
          gałęzie drzew w parku. Lepiej się pospieszyć, zanim pogoda się pogorszy
          – pomyślałam. Martwiłam się, ale wiedziałam, że burza to dla mojego
          ojca nic wielkiego. Doświadczenia z gułagu przyzwyczaiły go do znoszenia
          trudności, zaś pogoda stanowiła najmniejszą z nich. Kiedy wjechałam
          na Major Deegan Expressway, deszcz przybrał na sile, jezdnia była śliska,
          a godzina szczytu osiągnęła apogeum. Samochody mijały nas ze świstem.
          Musiałam przyspieszyć. Zapach jedzenia przygotowanego przez ojca
          wypełniał samochód; zaburczało mi w żołądku i uświadomiłam sobie,
          że jestem bardzo głodna. Wciągnęłam nosem ostry zapach imbiru – był
          przyjemny i zaskakujący.
             – Tato, co dziś ugotowałeś?
             – Klopsiki z imbirem.
             – To ja dałam ci ten przepis?
             – Nie, koleżanka mamy. Jest bardzo prosty.
             – Miałeś w domu imbir? – zapytałam, gdyż nie jest to typowy składnik
          kuchni polsko-żydowskiej.
             Ogromna ciężarówka przemknęła obok, zasłaniając na chwilę całą
          drogę. Nacisnęłam gaz.
             Ojciec nie zwrócił na to uwagi.
             – Nie, użyłem piwa imbirowego.

                                        * * *

             Od śmierci mamy dziewięć lat wcześniej, mój mąż David i ja błagali-
          śmy ojca, aby przeprowadził się do naszego domu w Larchmont. Ojciec
          jednak zdecydowanie odmawiał, mówiąc tylko:
             – Potrzebuję mojej kwatery na Bronksie.
             Stanęło na weekendowych wizytach. Niezależnie od tego, jak męczący
          był dla nas tydzień pracy, jak bardzo kłóciliśmy się z dziećmi czy o dzieci,
          w chwili, gdy ojciec przekraczał próg domu, działo się coś czarodziej-
          skiego. Wszyscy stawali się spokojniejsi. Problemy, które w czwartek
          wydawały się nie do rozwiązania, znikały przed nadejściem poniedziałku.
             Po piątkowej kolacji zazwyczaj zostawaliśmy w jadalni; dorośli popijali
                                                     1
          herbatę, dzieci przysuwały krzesła bliżej do zajdy , wszyscy zgromadzeni

          1       Zajda (jid.) – dziadek.

          14
   9   10   11   12   13   14   15   16   17   18   19