Page 364 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 364
opowiadał: Stary powiada, że cała Polska została oczyszczona i ze wszystkich
gett pozostało tylko nasze… Mówi, że wszyscy starsi żydowscy już odeszli, przy
życiu pozostał tylko on. – Pytano go o Welnera, ale wzruszał tylko ramionami: –
W Warszawie też się tak zaczęło… – Wskazał na stół i pokiwał głową: – Po mnie
choćby potop, co? Niech to szlag! – Po czym wybuchał chrapliwym śmiechem
i w żartach przestrzegał zgromadzonych: – Pamiętajcie, ludziska, nie kładźcie
się spać, bo możecie się kiedyś obudzić i będzie za późno. – Patrzono na niego
jak na wariata.
Gdy przyszedł czas przemówień, rozpromieniony, wykąpany Prezes rozsiadł
się na piedestale. Obok zajęła miejsce jego pobladła żona Klara. Jej włosy były
źle uczesane, a twarz jakby wybielona wapnem. Sztywna i nieruchoma, siedząc
przypominała figurę woskową, która przez przypadek zajęła miejsce żywego
człowieka. Obok niej siedziała Księżna Helena, szwagierka Prezesa – dostojna,
elegancka matrona. Nosiła wysoki kapelusz z piórkiem, a jej arystokratyczna
głowa przydawała stołowi takiegoż blasku. To ona, nie Klara, wiodła rej wśród
kobiet. Po drugiej stronie siedział jej mąż, Josef, brat Prezesa. Chudy, wypro-
stowany, nosił wysoko szlachetną głowę, spoglądał na Klarę i wymieniał ciche
uwagi z mecenasem Syrkinem.
Przeszło już dziesięć mów. Wszystkie szychy wychwalały Prezesa Rum-
kowskiego pod niebiosa. – Kiedy o człowieku możemy powiedzieć, że jest
wielki? Można tak powiedzieć w chwili, gdy zaczyna rozumieć maluczkich!
– zakończył z patosem swoją mowę pan Biderman z aprowizacji. Herr Schat-
ten, wystrojony w podobny do wojskowego, czarny mundur, wyglądał dzisiaj
trzeźwo i wygłosił trzeźwe, surowe przemówienie po niemiecku. Mówił o zacho-
waniu się ludności. Żydzi za bardzo rzucali się w oczy. Zapominali o ściąganiu
czapek na widok przechodzącego Niemca, lenili się przy pracy, szukali tylko
sposobu, aby coś zachachmęcić albo ukraść. – Człowiek, którego powieszono
dziś za kradzież skór, okrył hańbą całe getto i Prezesa Rumkowskiego. Herr
Schatten obiecał, że uczyni wszystko, co w jego mocy, by pomóc Prezesowi
przemienić getto w obóz pracy, gdzie nie będzie miejsca dla obiboków ani
oszustów.
Gdy przyszła pora, aby Prezes odpowiedział na przemówienia, wstał i jak
dobry psycholog, rozpostarłszy ręce, zawołał: – Moi goście, nie powiem dzisiaj
niczego, ponieważ nie pozwala mi na to stół. Chce on zabrać głos za mnie. Więc
przemówię brzuchem, dopóki i waszych brzuchów nie napełnię.
Zgromadzeni wybuchnęli śmiechem i głośno wiwatowali. Ławki zaczęły się
przysuwać do stołu i Prezes dał znak, że już wolno. Po chwili zapomniano o całym
świecie. Pozwolono stołom, nakrytym z całym przepychem, zabrać głos, a tak
bardzo zajmowano się tym, co mają do powiedzenia, że nie starczyło już miejsca
na choćby drobną pogawędkę. Nie dlatego, że goście przyszli wygłodniali, broń
Boże. Jednak nawet szychy żywiły szacunek wobec porządnego kęsa i posiłku
362 w ogóle.