Centrum Dialogu im. Marka Edelmana
  • EN

RAPORT 2017: Dzieci // OBÓZ PRZY UL. PRZEMYSŁOWEJ

Raport dzieci event

Na naszych wschodnich terenach Niemiec, szczególnie w „Kraju Warty”, zaniedbanie młodzieży polskiej rozwinęło się poważnie i stanowi groźne niebezpieczeństwo dla młodzieży niemieckiej. Przyczyny tego zaniedbania leżą przede wszystkim w nieprawdopodobnie prymitywnym standardzie życia Polaków. Wojna rozbiła wiele rodzin, a uprawnieni do wychowywania nie są w stanie wypełniać swoich obowiązków, polskie zaś szkoły zamknięto. Stąd też dzieci polskie, wałęsające się bez jakiegokolwiek nadzoru i zajęcia, handlują, żebrzą, kradną, stając się źródłem moralnego zagrożenia dla młodzieży niemieckiej.

Heinrich. Himmler

Polen-Jugendverwahrlager der Sicherheitspolizei in Litzmannstadt, tak brzmiała oficjalna nazwa obozu dla dzieci polskich przy ulicy Przemysłowej w Łodzi (w wolnym tłumaczeniu był to Obóz Izolacyjny dla młodych Polaków Policji Bezpieczeństwa w Łodzi). Obóz założono z rozkazu Heinricha Himmlera 28 listopada 1942 r. Początkowo ustalono górną granicę wieku na szesnaście lat, dolną dwanaście, później osiem, a w praktyce zsyłano do niego nawet dwulatków. Obóz powstał w środku getta żydowskiego, pomiędzy ulicami: Górniczą, Bracką, Emilii Plater i Przemysłową. Wydzielony teren ogrodzono. Przez obóz przeszło kilka tysięcy polskich dzieci.

1111Warunki obozowe były tragiczne. Siłami więźniów obozu postawiono kilkanaście drewnianych baraków mieszkalnych, w których nie było dostępu do wody, ogrzewania czy pomocy sanitarnej.

Pierwszy transport przybył w grudniu 1942 r. Dzieci trafiały tam za drobne przewinienia, skazywane przez sąd niemiecki za kradzieże czy żebranie na ulicy. Po dotarciu do obozu odbierano im tożsamość, każdy oznaczony był tylko numerem wypisanym na tekturze zawieszanej na szyi. Rzeczy osobiste odbierano natychmiast, a esesmani dawali małym więźniom drelichowe mundurki, czapki i drewniaki. Każdy miał wyglądać i zachowywać się tak samo.

Obozowa codzienność to praca ponad siły, często po 12 godzin dziennie. O 6 rano rozpoczynał się apel, po którym następował kolejny dzień piekła. Dzieci niewolniczo wykonywały różne prace dla Rzeszy. Chłopcy prostowali igły, wyplatali koszyki, buty ze słomy, naprawiali tornistry, produkowali paski do masek gazowych oraz skórzane części do plecaków. Dziewczynki pracowały w pralni, kuchni, pracowni krawieckiej i w ogrodzie. Jedzenia zawsze brakowało, racje żywnościowe były mniejsze niż w obozach koncentracyjnych dla dorosłych. Śniadanie, obiad i kolacja wyglądały podobnie. Na pierwszy posiłek dzieci dostawały kromkę chleba z marmoladą z brukwi lub margaryną i czarną kawę, na obiad zupę, w której pływały robaki, a jeśli znalazł się ziemniak, to było święto, na kolację to samo co na śniadanie. Wszechobecny głód doprowadzał do wyniszczania organizmów, przy tak ciężkiej pracy trudno było przeżyć. Brak higieny i warunków sanitarnych powodował wiele chorób, które dziesiątkowały więźniów. Szkorbut, zapalenie dziąseł, uszu, żołądka, jaglica, czyli zapalenie oczu – te choroby były powszechne w obozie. W listopadzie 1943 r. wybuchła epidemia tyfusu, który rozprzestrzeniał się bardzo szybko. Jakub Poznański – więzień getta, udokumentował to tragiczne wydarzenie. Z jego relacji wynika, że zachorowało aż 200 dzieci. Do szpitala na terenie łódzkiego getta trafiło ponad sto i lekarze za wszelką cenę starali się je ratować. Mimo braków w szpitalnych lekach żadne z nich nie zmarło.

W obozie stosowano bestialskie kary wyznaczane przez niemieckich oprawców. Bito za wszystko – to zdanie często słyszymy w relacjach osób, które przeżyły obóz. Kopanie, torturowanie i katowanie było codziennością. Szczególnym okrucieństwem wykazywał się Edward August i Sydonia Bayer. Tak Augusta wspomina były więzień Józef Witkowski: Stale pijany. Bił zawsze i wszędzie. Z rozkoszą poddawał więźniów najwymyślniejszym torturom. Bił i kopał w najczulsze miejsca, wpychał do skrzyń z piaskiem, topił w beczułce z wodą, wieszał za nogi na łańcuchu i opuszczał głową w dół do kanału ze zużytymi smarami samochodowymi, scyzorykiem wycinał genitalia, bił w pięty, gasił na piersiach więźniów papierosy. Strażnicy nie mieli skrupułów, po wojnie wymienioną dwójkę skazano na karę śmierci, a wyroki wykonano.

Kiedy 19 stycznia 1945 r. niespodziewanie nadeszło wyzwolenie, wiele dzieci nie miało już nikogo, nie wiedziały, co mają robić. Głodne, przerażone, wyczerpane rozbiegły się, szukając schronienia. Umieszczano je w sierocińcach, jednak dorośli zajmujący się nimi kojarzyli się im z esesmanami, bo przecież zabito w nich zaufanie i radość dzieciństwa.

ODEBRANO WAM ŻYCIE, DZIŚ DAJEMY WAM TYLKO PAMIĘĆ, tak brzmi hasło przy wejściu do Izby Pamięci w Szkole Podstawowej nr 81 im. Bohaterskich Dzieci Łodzi, która znajduje się niedaleko parku, gdzie stoi pomnik Pękniętego Serca upamiętniający ofiary obozu dla polskich dzieci. Każdego roku 1 czerwca w Międzynarodowy Dzień Dziecka pod pomnikiem odbywa się uroczyste wręczenie medali „Serce-Dziecku” przyznawane dorosłym za pracę dla najmłodszych. Została nam pamięć i wiara w to, że już nigdy podobne wydarzenia nie będą miały miejsca. Starajmy się opowiadać i przekazywać innym tę pełną bólu historię, ponieważ nie każdy wie, że w Łodzi miały miejsce takie zbrodnie.

Autor:

Sabina

Sabina Bałulis

© 2019. Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi.