Centrum Dialogu im. Marka Edelmana
  • EN

Magazyn Internetowy Forum: ŻYDZI – CHRZEŚCIJANIE - MUZUŁMANIE
Fundacja Kultury Chrześcijańskiej „Znak”

   Od 1989 roku opuszcza czasami Izrael, by od chwili, gdy stało się to znów możliwe, wyruszyć do kraju, w którym się urodził. Przyszedł na świat w Łodzi w 1927 roku i tu mieszkał, dopóki wojna nie zburzyła dotychczasowego, rozpoznawalnego, bezpiecznego świata.

  Przyjeżdża do przyjaciół, ulubionych miejsc. Z dumą powiada, że jest Izraelczykiem i z dumą pokazuje dowód osobisty Rzeczypospolitej Polskiej, odebrany w urzędzie wojewody kilka dni temu. - Chciałem go mieć – mówi po prostu.

  Spotyka się z młodzieżą szkolną i ze studentami Uniwersytetu Łódzkiego po to, by opowiadać o czasach, w których przyszło mu żyć i o rodzinie. Spośród pięćdziesięciu osób z zagłady ocalały tylko dwie: on i brat ojca Józef Kowner, malarz, mieszkający po wojnie w Szwecji.

  W Łodzi czuje się u siebie. Bo też i jest to jego miejsce. Tu przed wojną, na ulicy Orlej, naprzeciwko placu, gdzie obecnie wybudowano Galerię Łódzką, stoi dom, w którym mieszkali jego rodzice. Ojciec Elion Kowner – legionista, uczestnik wojny polsko-bolszewickiej, inżynier zakochany w polskości. Matka Pesa, zwana przez wszystkich Polą, z ortodoksyjnej żydowskiej rodziny, uparła się i wbrew tradycji zrobiła doktorat na Uniwersytecie Jagiellońskim. Po zamążpójściu zajęła się wychowywaniem dzieci: Leona i Niny.

  I życie toczyłoby się spokojnie, gdyby nie Niemcy, którzy wkroczyli do Łodzi 8 września 1939 roku. Dwunastoletniemu Leonowi niemieccy żołnierze przypominali herosów, gdy w gumowych płaszczach, wjeżdżając na motocyklach, triumfalnie rozpoczynali swoje panowanie. Na nic zdały się przestrogi sąsiada, który już ze znaczkiem NSDAP w klapie namawiał Eliona Kownera do ucieczki na wschód. On jednak nie chciał. Pamiętając wojnę polsko-rosyjską z 1920 roku, a także zachowanie stacjonujących przed odzyskaniem niepodległości w Łodzi Niemców, wciąż wierzył, że to cywilizowany naród i że gorzej niż u bolszewików tutaj nie będzie.

   W 1940 roku w najbiedniejszej dzielnicy Łodzi utworzono getto. Przeprowadzka na Bałuty dla chłopca z dobrego, zamożnego domu wydawała się już wystarczającą udręką. W ruderze bez kanalizacji mróz pokrywał ściany szronem. Dojmujące poczucie zimna potęgował głód. Aż znalazł się domek kolejarza, mały, drewniany, ale lepszy od dotychczasowego. Nowy i stary właściciel zawarli umowę, że pierwszy przekaże dom, w którym mu dłużej mieszkać nie wolno, a drugi posadzi dalie, ulubione kwiaty pierwszego. I latem w getcie przy ulicy Gnieźnieńskiej rozkwitły kwiaty, kolorowe jak zjawisko z innego świata. Jesienią troskliwie wykopane cebulki schowane zostały w piwnicy. Pewnie doczekałyby kolejnej wiosny, gdyby nie Pola Kowner. Jak wiele innych matek w Litzmannstadt Ghetto, z trudem zabiegała o to, by wyżywić swą rodzinę w czasie wielkiego głodu zimą 1941 roku. Usmażyła placki. Dalie okazały się pożywne. Rodzina przetrwała głód.

 - Jakie są szanse na poślubienie prawdziwego milionera? - zapytał Leon Kowner studentki polonistyki w czasie spotkania w listopadzie 2008 roku na Wydziale Filologicznym UŁ. - Żadne - odpowiedziały. - No właśnie – stwierdził. Takie szanse miała moja matka, aby dostać się do pracy w gettowej kuchni, a jednak jej się to udało. Raz jeszcze upór okazał się zaletą. Najpierw na mrozie przed kuchnią godzinami obierała ziemniaki, aż wreszcie została kotlarką. I nie jadła już w domu, więc jej porcję zjadali mąż i dzieci. Znowu przeżyli.

  4 września 1942 roku rozległ się w getcie dramatyczny głos przełożonego Starszeństwa Żydów Mordechaja Chaima Rumkowskiego, który wzywał żydowskie rodziny: Oddajcie mi swoje dzieci! W niewolniczym obozie pracy, w jaki przekształcano getto, dzieci do 10. roku życia i osoby starsze powyżej 65 lat nie miały prawa żyć. Zakaz wychodzenia z domów, ułatwiający wywózkę, trwał dziewięć dni. Los siedmioletniej Niny wydawał się przesądzony. Gdy wszyscy stali już na podwórku i czekali na wyrok, drobna dziewczynka schowała się za plecami Leona i matki. Z przerażeniem oczekiwała na swoją kolej. Cudem pozostała niezauważona. Czujny wzrok gestapowca nie wypatrzył jej, drżącej za plecami brata. Przeżyła szperę. Nie było już dzieci na ulicy, tylko ona. Swoim istnieniem przypominała o stracie. Budziła zazdrość i żal innych rodziców, bo żyła.

  A obok, mimo rozpaczy, toczyło się życie, którego nauczycielką stała się dla nastoletniego Leona Melania Fogelbaum, poetka, malarka, rzeźbiarka. Umierając na gruźlicę, chorobę wycieńczonego głodem getta, uczyła młodych ludzi zamkniętych za drutami miłości życia. Przywoływała motto, które jej uczeń zapamiętał na zawsze i powtórzył dwukrotnie słuchającym go studentom:

Od krwi gorące niechaj lata płyną,
Mocne snów wino niechaj wali z nóg,
I niechaj nie wiem, jak się czarną gliną
Sypie dom duszy, gdy zeń wyjdzie Bóg.

(Jack London, Martin Eden)

Twórczość Melanii Fogelbaum przetrwała. Zeszyty z wierszami zostały odnalezione na terenie łódzkiego getta, a później przekazane do Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie. Jej zdjęcie w górze śmieci odnalazł Leon Kowner, gdy powrócił w 1945 roku do domku na Gnieźnieńską. Wówczas nie żyli już ani Melania Fogelbaum, zamordowana w Auschwitz w komorze gazowej, ani ojciec Leona, zastrzelony w marszu śmierci, ani kolejarz, który tak kochał dalie i zginął przed końcem wojny. Nie żyła też matka Leona, którą rozdzielono na rampie z mężem i synem, a potem ruchem niemieckiej ręki darowano życie, podczas gdy córkę skazano na śmierć. Nie zostawiaj mnie Mamo – poprosiła Nina, a Pola Kowner nie opuściła córki. Nie skorzystała z łaski nazisty. Świadomie wybrała śmierć.

Jej syn przeżył. Przetransportowany po kilku dniach z Auschwitz do Gliwic pracował niewolniczo w fabryce. Doczekał wyzwolenia. Wrócił do Łodzi. Nie odnalazł nikogo. W poszukiwaniu osobistego szczęścia podążył do Pragi. Wyjechał z Polski z miłości do Soni, dziewczyny, w której się w getcie zakochał. Choć młodzieńcze uczucie nie przetrwało, pozostał wierny nauce wyniesionej z getta, słowom Melanii Fogelbaum. Nie przestał żyć twórczo, aktywnie, z pasją. Wyemigrował do Izraela, walczył za nowy kraj. Założył rodzinę, żeglował po morzach świata, wypływał i wracał do domu w Hajfie. W drugiej ojczyźnie rozpoczął kolejny etap życia, którego początek był tu, w miejscu urodzenia, w Łodzi.

© 2020 Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi.