Page 10 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana. "Żółta gwiazda i czerwony krzyż" Arnold Mostowicz
P. 10

Patrzył, słuchał, zapamiętał


                    Poproszono mnie, bym napisał o książce Arnolda Mostowicza Żółta
                  gwiazda i czerwony krzyż. Dlaczego mnie?
                    Powinienem się przedstawić. Jestem młodszy od Arka o pół pokolenia,
                  ale z pewnością należę do ludzi tego samego pokolenia, jeżeli chodzi
                  o doznania wojenne.
                    Przed wojną dzieliły nas lata świetlne: ja byłem uczniem podstawówki
                  – On kończył studia medyczne we Francji. On był już ukształtowanym
                  ideowo człowiekiem – ja niedorostkiem, któremu jeszcze obce były ideo-
                  logiczne rozterki i werterowskie cierpienia. Gdy wybuchła wojna, byłem
                  jeszcze chłopakiem – On niósł pomoc jako lekarz na barykadach oblężo-
                  nej Warszawy. A potem obaj (Arek wrócił do Łodzi) zostaliśmy uwięzieni
                  w getcie łódzkim. Przeszedłem przyspieszony kurs dojrzewania ideowego
                  i tak obaj znaleźliśmy się w tej samej konspiracyjnej organizacji, której
                  nazwa – „Lewica Związkowa” – świadczy o jej charakterze. Obaj dotrwali-
                  śmy w łódzkiej „dzielnicy zamkniętej” do czasu wywózki w sierpniu 1944 r.
                  do Auschwitzu. Przeżyliśmy selekcję. On został „zakupiony” (ten cudzy-
                  słów jest chyba niewłaściwy, bo nabywcy rzeczywiście płacili – niewiele,
                  bo niewiele, tylko po 5 marek – za każdego z nas, jak na targu niewolników
                  w starożytności) przez firmę, która podlegała obozowi w Gross-Rosen
                  (w Polsce: Rogoźnica) – ja zostałem na miejscu i dlatego zostałem wyta-
                  tuowany (tatuaż stosowano tylko w Auschwitzu).
                    Po zakończeniu wojny, ledwo żywy, lecz totalnie wyniszczony i ciągle scho-
                  rowany, po powrocie z Terezina, który był ostatnią stacją mojej drogi krzy-
                  żowej, pojechałem na leczenie do doktora Mostowicza, który pełnił funkcję
                  dyrektora szpitala we Frydlandzie (dziś: Mieroszów) pod Wałbrzychem na
                  Dolnym Śląsku. I od tej pory miałem szczęście cieszyć się opieką, przyjaźnią,
                  wsparciem, doradztwem i życzliwością – ponad zasłużoną miarę – Arka i Jego
                  małżonki – pięknej obliczem i duchem Jadwigi Mostowiczowej.
                    To jest mój tytuł do pisania przedmowy. Sami Państwo widzicie,
                  że mogę być nieobiektywny.
                    Znamienna jest droga Mostowicza do pisarstwa. Jeżeli stwierdzę,
                  że podobna do drogi Tadeusza Boya-Żeleńskiego, to będzie to banał

                  8






         Mostowicz_zgck_-010214_.indd   8                                    14-01-31   14:37
   5   6   7   8   9   10   11   12   13   14   15