Page 220 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Roman Kent "Jedynym wyjściem była odwaga".
P. 220
sobą zrobić. Jako księgowa nie była przyzwyczajona do bezczynności. Nie
miała ochoty siedzieć w domu w charakterze Hausfrau, postanowiła więc
pójść do pracy. Wkrótce została zatrudniona na Manhattanie i bardzo to
sobie chwaliła.
Podobnie jak wszyscy nowożeńcy, byliśmy zajęci zamienianiem naszego
małego mieszkanka w wygodny dom. Kiedy skończyliśmy, nasze myśli
zwróciły się ku dzieciom – wiedzieliśmy, że założenie rodziny pomaga
osiągnąć spełnienie. Dla nas obojga, jako ocalałych z Holokaustu, było to
szczególnie ważne: chodziło o kontynuację rodziny dla zachowania pamięci
o bliskich. Wiek także odgrywał rolę, ponieważ oboje przekroczyliśmy już
trzydziestkę.
Susan Irene urodziła się 10 grudnia 1958 roku. Na zawiadomieniu o jej
narodzinach umieściłem werset z Biblii, na długo zanim stało się to modne.
Byłem zachwycony, że zostałem ojcem tej cudownej istotki, lecz muszę
przyznać, że bałem się wziąć ją na ręce, sądząc, że mogę ją upuścić i zrobić
jej krzywdę. Nawet dzisiaj nie czuję się pewnie, trzymając w ramionach
kruchego noworodka.
Dziecko całkowicie zmieniło nasze życie; wszystko kręciło się wokół
niego. Dobrze się stało, że w naszym bloku z ogrodem wielu sąsiadów
miało małe dzieci i Hana mogła dzielić się doświadczeniem macierzyństwa
z nowymi koleżankami. Było to dla nas bardzo ważne, ponieważ żadne
z nas nie miało matki, która mogłaby służyć radą. Hana czuła się lepiej,
mając grupę wsparcia w postaci sąsiadek, gdy ja spędzałem długie godziny
w pracy lub na wyjazdach służbowych. W rezultacie sąsiedzi zastąpili nam
rodziny, które oboje utraciliśmy podczas Zagłady.
Z zafascynowaniem obserwowałem, jak Susie rozwija się i zmienia
z dnia na dzień. Różnice były szczególnie widoczne po moim powrocie
z kilkudniowego wyjazdu. W podróży nie mogłem się doczekać, aż znowu
ją zobaczę i zawsze zdumiewało mnie, jak bardzo urosła i jakie zrobiła
postępy.
Wraz z Susie pojawiła się potrzeba posiadania większego mieszka-
nia. Nie chcieliśmy wychowywać dzieci w mieście, zaczęliśmy więc szu-
kać czegoś na przedmieściach. Pragnęliśmy mieć dom otoczony trawą,
drzewami, z wielkim podwórzem, gdzie dzieci mogłyby się bawić bez
obawy przed samochodami i gdzie mogłyby mieć kochającego psa
jako towarzysza – coś, czego Hana nie miała w dzieciństwie i czego nie
rozumiała.
220