Page 509 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom trzeci.
P. 509

odbiornik... Moja matka z grupką dzieci właśnie tam została złapana... Ale nad tą
                   piwnicą, w mieszkaniu na górze, znajduje się komórka... Jeśli trochę pokombino-
                   wać, to razem nada się to na kryjówkę. Zamuruje się drzwi, tak żeby z zewnątrz
                   nie było nic widać, a inne wejście można zrobić od wewnątrz, z podwórza. Czy
                   może nawet dwa wejścia... Muszę to jeszcze przemyśleć. W każdym razie jutro
                   w nocy wezmę się za robotę.
                      Kolejne noce były niespokojne. Policja zabierała ludzi prosto z łóżek i szukała
                   ukrywających się. Gwizdy i krzyki przecinały powietrze. Berkowicz i Isroel pra-
                   cowali co noc aż do świtu w piwnicy. Rzadko zamieniali ze sobą słowo podczas
                   pracy, pewnego razu jednak, gdy skończyli nad ranem, Isroel zwrócił się do
                   Bunima: – Mam do pana prośbę, panie Berkowicz. Chodzi o... – trudno było mu
                   wyrazić to, co chciał powiedzieć i usiłował zajrzeć w oczy Bunima, próbując w ten
                   sposób nawiązać z nim kontakt, żeby łatwiej było mu mówić. – Chodzi o... Esterę
                   i dziecko. Ja, rozumie pan, nie będę się tu ukrywał... Chciałem więc pana prosić,
                   panie Berkowicz... żeby pan się nimi zaopiekował. – Berkowicz mruknął coś pod
                   nosem i Isroel zaczął mówić szybciej, z ożywieniem: – Jestem bundowcem...
                   Szukamy porozumienia z innymi... Nie można pozwolić, by wywożono ludzi...
                   Chcemy mieć tu silną grupę aktywistów, by móc zorganizować opór w momencie
                   likwidacji...
                      Berkowicz najpierw znów tylko coś zamruczał, lecz w końcu wybuchnął: –
                   Troszczy się pan o swoich towarzyszy, tak? A to, że na ich miejsce pójdą inni,
                   już panu nie przeszkadza? I po co się pan wymawia oporem? Wie pan przecież,
                   że do tego nie dojdzie. A gdyby nawet, to jakie to będzie miało znaczenie, co? –
                   W tym miejscu przerwał swą gorączkową przemowę i obiema dłońmi przeczesał
                   rozczochraną czuprynę. – A pana żoną zaopiekuję się, jeśli pan sam nie przyjdzie.
                   I dzieckiem również... Ale żądam również od pana, żeby pan pozwolił przyjąć do
                   kryjówki jedną rodzinę... Ejbuszyców. Z Bellą już rozmawiałem. Bez Ejbuszyców
                   nie będę się tu ukrywał, rozumie pan. A poza tym... pani Ejbuszycowa będzie
                   pomocą dla Estery.
                      Już następnego dnia piwnica została wykorzystana jako kryjówka. Symcha
                   Bunim Berkowicz otrzymał „zaproszenie na wesele”.
                      Zniósł do piwnicy swój plecak wypchany papierami z rejestru buchalter-
                   skiego, trochę warzyw ze swojej działki i Lili – lalkę Blimele. Jednak zanim na
                   dobre zszedł na dół, by się ukrywać, puścił się biegiem do Wintera i jego kolegi
                   Szrajbera, żeby ich przekonać, iż powinno się sporządzić listę nazwisk pisarzy
                   dla Komisji Wysiedleńczej, aby nie zostali wysłani. Sam sporządził już wcześniej
                   taką listę, lecz gdy była gotowa, podarł ją. Zabrawszy ze sobą świeczkę i zapałki,
                   zszedł do piwnicy.
                      W nocy przyszedł Isroel, by dokończyć pracę. Bunim odezwał się do niego:
                   – Wie pan, jestem ostatni z całego rodu Berkowiczów. Komisja Wysiedleńcza
                   uważa zapewne, że spełnia wielką micwę, skazując na unicestwienie ostatnią,
                   złamaną gałąź takiej rodziny.                                        507
   504   505   506   507   508   509   510   511   512   513   514