Page 26 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 26

− Ma pani zielone oczy − wyszeptał chory .
                                                     23
                  Zrobiło jej się raźniej. − Jeśli może pan dostrzec kolor cudzych oczu, to jeszcze
               nie jest z panem tak źle. – Pochyliła się nad nim jeszcze niżej: − Co panu jest?
                  Policzek mu lekko zadrżał:
                  − Proletariacka choroba… − A po chwili dodał: − Po to się pani zatrzymała,
               aby tu ze mną flirtować?
                  − Nie mam się do czego spieszyć − beztrosko wzruszyła ramionami. – Idę
               sama… − powiedzenie tego sprawiło jej przyjemność. Uśmiechnęła się: − No
               i co, cieplej panu?
                  − Tak, cieplej mi od pani rudych włosów, zielonych oczu i różowej kołdry.
               A robi mi się jeszcze cieplej, gdy myślę, że jeszcze dzisiejszej nocy ta kołdra
               okrywała pani piękne ciało, a teraz leży na mnie i mnie okrywa. Taka kołdra
               może uzdrowić… − spojrzał na nią badawczo. − Nie podoba się pani to, co mó-
               wię? – pospieszył ją przeprosić: − Proszę nie brać mi tego za złe. Niczego złego
               nie miałem na myśli. – Płatki jego nozdrzy drżały nerwowo. – Chce pani odejść?
               Widzę, że się pani obraziła… Jestem żydowskim pisarzem, wie pani? – pochwalił
               się jak dziecko. Jakby chciał ją tym zatrzymać. – Nie myślałem o niczym banal-
               nym. Wierzy mi pani? Nazywam się Friede. Z pewnością nigdy pani o mnie nie
               słyszała… − spojrzenie jego oczu paliło jej twarz.
                  − Tak, słyszałam o panu − skłamała.
                  − Słyszała pani o mnie?! Naprawdę?... Jak to możliwe, że zna mnie ktoś
               napotkany przypadkiem?
                  − Interesuję się literaturą.
                  Nie miał zamiaru jej sprawdzać.
                  − No, proszę powiedzieć, czego mi jeszcze brakuje do szczęścia? Piękny dzień.
               Niemal wiosenny. Przejażdżka w karecie po mieście oraz dziewczyna o rudych
               włosach i zielonych oczach, która słyszała o mnie. W takich okolicznościach
               musi mi pani zdradzić swoje imię.
                  − Estera − rzuciła na niego łagodne, kokieteryjne spojrzenie.
                  − Estera… Estera… − chory zaczął się bawić jej imieniem. – Gdybym miał
               wybrać pani imię, to oczywiście wybrałbym Esterę. Słyszy pani ten dźwięk? Je-
               dwab. Aksamit. Delikatność i wdzięk. Żydowski, smutny wdzięk. Wie pani, Estero,
               mam zbiór nowel gotowy do druku. Już poszedłby do drukarni, gdyby nie wojna.
               Teraz jestem zadowolony, że jeszcze się nie ukazał. Poświęcę go pani. Napiszę
               dedykację: „Dla Estery o zielonych oczach i rudych włosach za różową kołdrę”. Jak
               podoba się pani taka dedykacja?... Sądzi pani, że manuskrypt mam przy sobie,
               co? Nie jestem taki głupi. Tam go zostawiłem. Zamknąłem w szafce i zabrałem
               kluczyk. Niech chociaż on ma zabezpieczoną przyszłość. Dobre, co? Obym tylko



               23   Rozmowa Friedego z Esterą prawdopodobnie toczy się po polsku, na co wskazuje używane od
         24       czasu do czasu sformułowanie „panie Friede” zapisane alfabetem jidysz.
   21   22   23   24   25   26   27   28   29   30   31