Page 271 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 271
– Pan jest pisarzem?
– Tak… kimś w rodzaju pisarza.
Następnego dnia odszukał ją w czasie przerwy obiadowej i zaproponował,
aby zjedli wspólnie. Usiedli na beli materiału, w kąciku wielkiego korytarza fa-
brycznego. On wyjął z kieszeni kilka luźnych stron.
– Przyniosłem pani wiersz, którego pani sama nie umiała przeczytać. Ze
mną może pójdzie lżej.
Szeptem zaczął czytać idylliczny opis matki błogosławiącej świece szabatowe
– wspomnienie utraconego wieczoru piątkowego. Ona patrzyła wprost na jego
usta, jakby chciała uchwycić oczyma każde słowo, które wyślizgiwało się z jego
pełnych, czerwonych warg. Zrozumiawszy ten wiersz na swój sposób, stwierdzi-
ła, że jest piękny i smutny – aż do łez. Jej oczy stały się większe. Przesłoniła je
wilgotna mgła. Policzki zaróżowiły się z przejęcia, a cienkie brwi wzniosły ponad
nosem niczym dwa ciemne szpice, gotowe przebić się przez samo serce wiersza,
aż do serca poety.
Gdy skończył i ujrzał jej twarz – taką zmienioną, owianą tchnieniem łaski
– sam poczuł się przejęty i wzruszony. Również jego oczy zasnuły się ciepłą
mgłą. Powoli odwinął swoje jedzenie, a ona, wciąż jeszcze oczarowana, śledziła
wzrokiem każdy jego ruch, aż zorientowała się, że jego chleb jest suchy, nawet
nie pokrojony – wielki kawał oderwany od bochenka.
– To pana obiad? – podała mu dwie złożone kromki chleba. – Proszę zjeść!
– powiedziała niemal rozkazującym tonem.
Łagodnie odepchnął jej dłoń od siebie, podniósł się i już po chwili zobaczyła
go zbiegającego po schodach.
Wrócił obładowany i zdyszany. Postawił przed nią butelkę wody sodowej,
rozwinął zatłuszczony papier, w który był zawinięty tuzin suchych, błyszczących
szprotek, i siadł obok.
– Mam coś jeszcze! – Otworzył torebkę pełną wiśni.
Uśmiechnęła się. Po raz pierwszy zobaczył ją uśmiechniętą.
Od tego dnia zaczęli razem jeść i spędzać przerwy obiadowe w kąciku fabrycz-
nego korytarza, rozmawiając coraz swobodniej. Bunim poznał ją stosunkowo
szybko. Miriam sama opowiedziała mu w kilku słowach swoją historię. Nikogo
tutaj nie miała. Czytać nauczyła się w szkole Bejs Jakow . Nigdy nie przeczy-
31
tała żadnej książki, nie licząc Cene urene – a wiersz Bunima był pierwszym
32
utworem w jidysz, jaki kiedykolwiek słyszała poza znanymi sobie modlitwami
31 Szkoły Bejs Jakow – sieć szkół religijnych dla dziewcząt w międzywojennej Polsce powiązana z Agudą,
pierwszą z nich założyła w 1917 r. w Krakowie Sara Szenirer. W Łodzi ruch Bejs Jakow był silny.
Tu mieściło się wydawnictwo i wychodziło pismo „Bejs Jakow”. Szkoła powstała w latach 30. XX w.
32 Cene urene – najpopularniejsze dzieło religijne w literaturze jidysz skompilowane w XVI w. przez
Jakuba ben Icchaka Aszkenaziego, zwane Biblią kobiecą. 269