Page 258 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 258

– I co z tego? – odparł Nachman. – Praca to praca, to żaden wstyd
          uczciwie pracować.
             Jack milczał przez chwilę, po czym powiedział:
             – Znam innych imigrantów, profesjonalistów, którzy nigdy nie zgo-
          dziliby się pracować w fabryce.
             – Jack, przecież dobrze mnie znasz. Pochodzę z klasy robotniczej,
          z proletariatu. Pamiętasz? Wszystko mi jedno, co robię, bylebym tylko
          miał pracę. Jeśli zarobię czterdzieści dolarów tygodniowo, to wszystko
          będzie dobrze. Będę mógł wynająć mieszkanie.
             – Dobrze. Zadzwonię dziś do szefa. Chcę, żebyś jutro rano poszedł na
          ulicę Zachodnią 35 i porozmawiał z nim.
             W końcu Nachman miał pracę. Nie musiał korzystać z propozycji
          Blimy, która chciała nauczyć go szyć. Fabryka w dzielnicy krawców sta-
          nowiła zbieraninę hałaśliwych maszyn, obsługiwanych przez czarnych
          i portorykańskich robotników. Na długich stołach leżały chwiejące się
          niepewnie sterty skór, czekające na pocięcie na paski. Jedyną znajomą
          rzeczą w hali był zapach skóry. Poza majstrem Nachman był jedynym
          białym człowiekiem na całym piętrze. Nie potrafił porozumieć się z robot-
          nikami, ale uśmiechali się do niego. Był wdzięczny za ten uniwersalny
          znak powitania. Natychmiast pożałował, że świat porzucił esperanto.
          Gdybyśmy wszyscy je znali, byłoby nam o wiele łatwiej – pomyślał, kiedy
          majster instruował go łamaną polszczyzną, jak obsługiwać maszynę.
             Po dwóch tygodniach pracy w fabryce pasków Nachman napisał do
          Dory.

              Teraz widzisz, że nie było się o co zamartwiać. Udało mi się już zarobić
              72 dolary. Część wypłaty idzie na podatek, ale uważam na wydatki
              i na obiad jem tylko zupę w bufecie. Ludzie są tu mili i dają mi trzy
              kromki chleba z masłem zamiast przepisowych dwóch. Nadal jeszcze
              nie płacę czynszu. W ten sposób zaoszczędzę dość, żebyście mogły
              z Anią kupić sobie parę mało używanych amerykańskich sukienek
              na podróż... kiedy dostaniecie wizy. Pamiętasz? Przed wyjazdem
              pokazywałem ci ten sklep z ciuchami na ulicy Allenby. Koniecznie
              chcę, żebyście przyjechały do Ameryki w dobrym stylu. Ale najpierw
              najważniejsze. Napiszę znowu do Rozy, żeby zapytać, czy skontakto-
              wała się ze swoimi senatorami w sprawie wiz dla Was.

             Wkrótce Nachman wpadł w rytm robotniczego życia. Był szczęśliwy,
          wstając o szóstej trzydzieści i wychodząc z domu przed siódmą. Zdecydo-


          258
   253   254   255   256   257   258   259   260   261   262   263