Page 387 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom drugi.
P. 387

Tajbele była niewysoka, piękna, w niewielkim stopniu przypominała jednak
                  swoją matkę. Oczy miała równie czarne i wielkie, ale wyrażało się w nich dziecię-
                  ce, naiwne zdumienie. Mówiła słodko, pieszczotliwie. Każde słowo przeciągała
                  z zaśpiewem, robiąc przy tym słodkie minki, które wprawiały jej matkę w zachwyt
                  i skłaniały do przytulania siedemnastoletniej córki do piersi, jakby miała ochotę
                  ją w siebie wchłonąć…
                     – Jestem taka szczęśliwa, pani Ejbuszycowo – mówiła pani Atłas w czasie
                  swojej pierwszej wizyty w mieszkaniu Ejbuszyców – że moja Tajbele będzie miała
                  koleżankę. – Rzucała przy tym zachwycone spojrzenia w kierunku Racheli. – Już
                  widzę, jakimi kulturalnymi ludźmi państwo są… Córka gimnazjalistka, syn gimna-
                  zjalista, oby nie zauroczyć. Do tej pory dziecko nie miało z kim słowa zamienić…
                     Ale w ciągu pierwszych tygodni pani Atłas nie miała wielkiego szczęścia do
                  Ejbuszyców, gdyż ku jej niezadowoleniu rzadko bywali w domu. Okazało się,
                  że Blumcia lubi Rywkę, żonę Chaima Pończosznika, jak własną siostrę i że nie
                  może spędzić dnia bez wizyty na Lutomierskiej i spotkania z dawną sąsiadką.
                  Teraz, kiedy jej własne dzieci były już bezpieczne, mogła spokojniej wysłuchiwać
                  zwierzeń Rywki i pocieszać ją. Radziła jej, aby oddała obie chore dziewczynki do
                  szpitala. Tam na miejscu był lekarz i lepiej karmiono.
                     Ale Rywka nie chciała o tym słyszeć: – Niech Bóg broni, nie zrobię tego moim
                  jaskółeczkom.
                     – Pani ryzykuje zdrowie pozostałych dzieci – nie rezygnowała Blumcia.
                     – Pozostałe dzieci też nie chcą słyszeć o żadnym szpitalu.
                     – Proszę się na mnie nie gniewać… ale pani przecież daje całe wasze jedzenie
                  chorym dziewczynkom.
                     – Ależ broń Boże… broń Boże… jedynie odrobinę – przekonywała Rywka.
                     – A co będzie, jak wszyscy padniecie z nóg?
                     – Bóg się nad nami zlituje…
                     W czasie jednej z takich wizyt pojawił się doktor Lewin z informacją, że
                  zwolniły się dwa łóżka w szpitalu chorób płucnych. Prośbą i groźbą, a także przy
                  pomocy Blumci w końcu zdołał przekonać Rywkę i jej rodzinę, że ostatecznie
                  chorym lepiej będzie w szpitalu. Po tygodniu Malkele, druga po najstarszej córka
                  Rywki, została przewieziona do doktora Lewina, bo od jakiegoś czasu nie mogła
                  się pozbyć kaszlu. Blumcia odwiedzała mieszkanie reb Chaima coraz rzadziej.
                     Ale nowa sąsiadka, pani Atłas, nic na tym nie zyskała. Okazało się, że Ejbu-
                  szycowie nie byli domatorami. Gdy tylko kończyli kolację, wybiegali z domu – na
                  lekcje, na zebranie czy też na swoją działkę. Pani Atłas daremnie wypatrywała
                  za nimi oczy.
                     Za to w wolnym dniu odbijała sobie za wszystkie czasy. W szabat Ejbuszy-
                  cowie długo leżeli w łóżkach, aby zaoszczędzić na śniadaniu. Wówczas ona,
                  odświętnie ubrana, przychodziła z wielkim dzbankiem kawy, a za nią szła Tajbele
                  z talerzykiem, na którym było pięć kawałków czarnej babki zrobionej z kawo-
                  wych fusów. Wówczas Rachela i Szlamek zeskakiwali z ławek, na których mieli     385
   382   383   384   385   386   387   388   389   390   391   392