Page 223 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 223

Rachela nie podeszła po lekcji do „Karmelki”, ale do domu szła już w dobrym
             nastroju i jak zwykle w otoczeniu grona koleżanek. Przepychając się, szły grupą
             po szerokim trotuarze. Wyletnione, porozpinane, rozemocjonowane wymachi-
             wały granatowymi beretami, drwiąc sobie z ciężkich, wypchanych teczek, od
             których już niedługo się uwolnią. W pewnym momencie Rachela przypomniała
             sobie, że musi się śpieszyć, bo po południu ma jeszcze prywatne lekcje, więc
             po ożywionej, pośpiesznej rozmowie na rogu, pożegnała koleżanki i popędziła
             do domu na obiad.



                                               *


                Noce zawsze wydawały się jej bardzo krótkie. Ledwo zamknęła oczy, a już
             musiała znów wstawać. W samym środku słodkiego snu docierał do niej głos
             mamy: „Późno się robi!”, po czym czuła, jak ręka matki zaczyna potrząsać jej
             odprężonymi w spoczynku członkami.
                Dzisiaj było podobnie. Rachela tak głęboko pogrążyła się we śnie, że nie
             zbudził jej ani głos mamy, ani potrząsanie, dalej spała, aż poczuła, że dzieje się
             z nią coś nieprzyjemnego. Mama ściągnęła z niej kołdrę:
                – Co, nie idzie się dziś do szkoły? Wstawaj z łóżka! – dotarło do niej polecenie.
                Rachela przetarła oczy. Gdzież to ona była? Cóż widziała? Ogarnęło ją jakieś
             nieprzyjemne wspomnienie:
                – Coś mi się przyśniło – powiedziała do siebie. Wsparła się na łokciach i po-
             patrzyła na matkę, która w długim szlafroku stała przy stole i koiła grube pajdy
             świeżego, okrągłego bochenka chleba. – Miałam straszny sen. Śniło mi się, że
             chciano nas okraść.
                Blumcia Ejbuszyc nie odwróciła głowy w stronę córki. Szybko smarowała
             masłem pokrojone kromki. Była zajęta i ledwo wzruszyła ramionami, po czym
             zaczęła potoczyście mówić:
                – Nas okraść? Żeby złodziej chciał okraść, musi mu się to opłacać. Dlatego,
             powiedzmy sobie szczerze, twój sen był głupi.
                – Nie, to byli inni złodzieje… – Rachela powoli zdjęła nogi z łóżka. – Biegliśmy
             jakoś wszyscy przez ulicę, a oni nas gonili, a potem… potem byłam sama. Złodzieje
             złapali mnie za włosy. Myślałam, słyszysz, we śnie myślałam: „Jeśli chcą moich
             włosów, mogą ich wyrwać, ile chcą. Tym się nie przejmuję. Ale jest coś innego, czego
             im nie dam. Nie wiem, czego. Cieszyłam się, że tego nie znaleźli …” Dziewczyna
             napełniła miskę wodą. W czasie mycia sen przypominał się jej coraz wyraźniej
             i dokładniej. – Tak – kontynuowała – „Ogolimy ci główkę jak jabłuszko”, śmiali
             się złodzieje. I ja też się śmiałam z ich naiwności. Zapomnieli, że włosy mogą
             odrosnąć. – Ale tego… tego najcenniejszego nie zabierzecie mi! – Droczyłam
             się z nimi.                                                          221
   218   219   220   221   222   223   224   225   226   227   228