Page 134 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi - Chava Rosenfarb. Drzewo życia - tom pierwszy.
P. 134
symbol kapitału, który znajduje się w budżecie państwa. Pieniądze muszą mieć
pokrycie. Ale między nami jest na odwrót. U nas pieniądze są pokryciem czegoś,
czego w naszym rodzinnym budżecie nie ma.
– Obrażasz mnie – mruknął pan Adam. – Czy mało dla ciebie robię?
– Robisz dużo. Zaopatrujesz mnie w worki pieniędzy.
– To cię nie zadowala? – pan Adam poczuł, jak krew uderza mu do głowy. –
Powiedz mi, Mietku, czy jest możliwe, abyś kiedyś poczuł się usatysfakcjonowany?
– A czy ktoś się uskarża? – Mietek wzruszył ramionami i znów skierował
twarz w stronę szyby. – Byle tylko coś brzęczało w kieszeni. Mogę dzięki temu
kupić sobie to, czego nie otrzymuję za darmo.
Pan Adam szybko wyciągnął dwadzieścia groszy i poklepał Mariana po
ramieniu:
– Masz, kup mi „Głos Poranny” !
1
Marian skierował się na ulicę Piotrkowską i zaczął wprawnie lawirować mię-
dzy dzwoniącymi, przeładowanymi tramwajami. Przed oczami pana Rozenberga
mignęła twarz kobiety w oknie tramwaju. Miała mały, aksamitny kapelusik na
ciemnych włosach. Jej pomalowane na czerwono wargi uśmiechały się. W panu
Adamie coś zagrało pieśń nadziei. Ten uśmiech był dla niego – uśmiech ob-
leczony w ciało, które chętnie mu się odda. Zaczął szelmowsko dawać znaki
oczyma, a kobieta odpowiedziała lekkim potrząśnięciem głowy i pomachała
dłonią w białej rękawiczce. Postanowił jechać za tym tramwajem i zobaczyć,
gdzie wysiądzie. Miała w sobie jakieś wiosenne pobudzenie. Czerwienią warg
budziła pożądanie. W myślach zdejmował z niej niebieski płaszczyk i wszystko,
co pod nim. Pokazała mu dwa rzędy błyszczących ząbków… i w tym momencie
wszystko zniknęło: ulica, Mietek i nastrój szarości. Z jej twarzy i oczu biły iskry
pragnienia, rozpalając w panu Rozenbergu gorące pożądanie.
Szofer zatrzymał auto:
– Dobrego dnia, papo! – Adam, usłyszawszy za sobą głos syna, nie odwracając
głowy, pomachał ręką – trochę do niego, trochę do kobietki w oknie tramwaju.
Z niecierpliwością czekał, aby wysiadła na jednym z przystanków, aby mógł do
niej podejść.
Marian zakręcił na rogu i znów się zatrzymał.
– Co jest?! – krzyknął pan Adam.
– Tu jest kiosk, panie Rozenberg – wyjąkał szofer.
– No to idź, do jasnej cholery! – pan Adam wpatrywał się w niknący tramwaj.
Serce ścisnęło mu się z żalu. Ze smutkiem obserwował tego goja, jak idzie do
kiosku i bierze gazetę. Cała postać Mariana była dla niego wstrętna. Czuł w sobie
w tej chwili chęć, aby rozszarpać szofera na kawałki. Marian wrócił z „Głosem
1 „Głos Poranny” – wychodzący w Łodzi w latach 1929–1939 dziennik o orientacji socjaldemokra-
132 tycznej.