Page 10 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 10

murowanych budynków zaliczał się przede wszystkim Kościół Wszystkich Świętych,
           z jednej strony otoczony plebanią, z drugiej kamienicą powiatowego naczelnika.
           Poza tym paru przedstawicieli lokalnej elity żydowskiej też miało tu swoje jed-
           nopiętrowe kamienice.
              A przecież Bociany były osobliwym i wyjątkowym miasteczkiem. To rzucało
           się w oczy od razu, kiedy zbliżało się do niego. Niepowtarzalność Bocianów po-
           legała na tym, że każda zapadła, zatęchła chałupa, każdy dumny ceglany komin
           – zarówno żydowski, jak i nieżydowski – miał z przodu, na szpicu dachu, niczym
           przyciśnięte do czubka czoła filakterie , stare koło, na którym każdego roku
                                            1
           kwaterowała parka bocianów, składając tu jaja, odchowując młode i spędzając
           lato niczym wczasowicze „na daczy”.
             Bociany z Bocianów były majestatycznymi ptakami, wysokimi na trzy, czasem
           cztery stopy, z czarnymi piórami lotnymi, ciemnoczerwonymi dziobami i czerwo-
           nawymi długimi, patykowatymi nogami. Miały skłonność stać nieruchomo na
           jednej nodze, medytując, i z pewnością mogłyby temu zajęciu poświęcać całe
           dnie, gdyby nie prozaiczne sprawy życiowe: kwestie utrzymania – niekoniecznie
           trudne… w przeciwieństwie do problemów gospodarzy, na dachu których bociany
           mieszkały.
             Bociany czerpały pożywienie z bagnisk za miasteczkiem, gdzie roiło się od
           żab, ślimaków, glist, kijanek. Ludzkiego zwyczaju gromadzenia zapasów ptaki
           te nie posiadały. Korzystały z takiej ilości jedzenia, by napchać siebie i swoje
           potomstwo, ale nie większej. Oczywiście, cały czas pamiętały o skarbach błotnisk,
           co nie pozwalało im usiedzieć w spokoju i każdego dnia parę razy robiły sobie
           wypady do tej „kopalni złota”. I jeśli nawet nie wracały z jakimś przysmakiem
           w dziobie, to wyprawiały się, by chociaż zrobić kółko nad mokradłami i trzymać
           straż. Z tego też powodu nad miasteczkiem zawsze słychać było zaaferowane
           klekotanie, świszczenie  – dźwięki, które nie tak łatwo usłyszeć gdzie indziej.
                              2
             Nic więc dziwnego, że gromady żebraków, które kiedyś przybywały tu na
           odbywający się w każdy wtorek jarmark, rozpowszechniły po Polsce powiedzon-
           ko: „jarmark bocianiecki ”, które opisywało zgiełk sięgający samych niebios.
                                3
           Każdego wtorku zawsze następował tu straszny rwetes na dole: gwar ludzkich
           głosów, i straszny rwetes na górze: klekot ptasi. Nieprzyzwyczajonym uszom



           1    Filakterie (inna nazwa tefilin) – dwa niewielkie pudełeczka, w których znajdują się fragmenty per-
             gaminu z cytatami z Tory. Są one przywiązywane przez religijnych Żydów rzemykami do lewego
             ramienia i do czoła w czasie modlitw porannych w dni powszednie.

           2    Bocian ma uwstecznioną krtań dolną i w związku z tym nie jest w stanie wydawać dźwięków poza
             klekotaniem i świstami.
           3    Nawiązanie do nieoczywistej w języku polskim formy przymiotnikowej pochodzącej od nazwy Koń-
             skie – miasteczka urodzenia rodziców Rosenfarb, które było modelem dla powieściowych Bocia-
     10      nów. Prawidłowa odmiana przymiotnikowa to „konecki”, nie „koński”.
   5   6   7   8   9   10   11   12   13   14   15